Jak powstaje Alfabet Amigi

 Na forach amigowych często pokutuje opinia że dzisiejsze Amigi to bezproduktywne zabawki, na których nic nie można zrobić poza przysłowiowym „przestawianiem ikon”. „Amigowcy” którzy to mówią to zazwyczaj wieloletni użytkownicy pecetów, uważający że do napisania „kwita na węgiel” potrzeba przynajmniej MSWorda, a do zredukowania efektu czerwonych oczu niezbędny jest Photoshop, najlepiej odpalony na czterordzeniowym procesorze I7.

Lamer_AGA

 

 Znajomość owej grupy na temat tego co działo się z Amigą w ostatnich kilkunastu latach jest znikoma, a już takie rzeczy jak czwarta wersja systemu operacyjnego, znana jest im jedynie z obrazków. Nie przeszkadza im to jednak odgrywać roli „ekspertów”, nieznoszących sprzeciwu dla swoich czysto teoretycznych tez. Niniejszy tekst jest odpowiedzią na zarzuty że na Amidze się nie da. Ja uważam że jak najbardziej się da, co udowadniam w praktyce tworząc chociażby cykl „Alfabet Amigi„. Projekt do którego przygotowania w 100% używam tylko jednego komputera, oczywiście maszyną tą jest moja Amiga.

 

Pomysł na stworzenie cyklu zrodził się w mojej głowie już ponad dwa lata temu. Zakładałem że będzie oparty w całości na filmach i mniej statyczny od tego co zaprezentowałem w pierwszych pięciu odcinkach. Wiedziałem jednak że nie dam rady pociągnąć tego sam, niestety ówcześni koledzy z eXeca nie byli zainteresowani wsparciem, więc listę z zapisanymi tytułami odcinków schowałem do szuflady. W ubiegłym roku postanowiłem jednak ją z tej szuflady wyciągnąć, gdyż czarna dziura jaką był brak amigowego wideo-bloga, cały czas wymagała zapełnienia.

 

Lubię proste narzędzia więc do pisania scenariuszy zawsze używam systemowego NotePada. Używam go zresztą nawet w przypadku pisania artykułów które trafiają na stronę. Tam jednak na koniec wrzucam gotowy tekst do jakiegoś procesora tekstu, chociażby po to by dokonać korekty i zobaczyć jak całość wygląda. W przypadku scenariuszy nie muszę tego robić więc nie muszę używać żadnych innych narzędzi. Gotowy tekst dzielę na krótkie fragmenty zawierające trzy do pięciu zdań. Im krótszy fragment czytany przez lektora, tym łatwiej zsynchronizować go z tym co dzieje się na ekranie.

 

Notepad

Notepad

 

Nagrań dokonuję przy pomocy kolejnej pchełki AHIRecord. Program ma wszystko to co mi potrzeba, czyli minimalistyczny interfejs bez niepotrzebnych wodotrysków. Kilka podstawowych ustawień dotyczących samplowania dźwięku odbieranego z mikrofonu w zupełności wystarcza. AHIRecord potrafi tworzyć pliki AIFF, Flac oraz Wave. Teoretycznie każdy z nich nadaje się do zastosowania w programie Hollywood, w praktyce moje wieloletnie doświadczenie wskazuje że najlepiej sprawdza się ten ostatni format.

 

AHIRecord

AHIRecord

 

Jeśli z z którymś z nagrań jest coś nie tak, w celu dokonania korekty uruchamiam kolejny niewielki utilek AmiSoundED. Jego zadaniem jest usunięcie niepotrzebnych przerw między słowami, tudzież całego zdania, co do którego po ostatecznym odsłuchaniu nagrania nabrałem przekonania  że nie pasuje do przekazu. Program świetnie nadaje się do takich zastosowań, więc nie widzę konieczności korzystania z kombajnów.

 

AmiSoundEd

AmiSoundEd

 

Gdy już ostatecznie przygotuję sample, przechodzę do głównego narzędzia w którym tworzę prezentację, czyli programu Hollywood Designer. Pierwszą rzeczą którą robię to wczytanie przygotowanego wcześniej szablonu, stanowiącego czołówkę oraz zakończenie wspólną dla wszystkich odcinków cyklu. Następnie tworzę nową stronę, czy jeśli ktoś woli nomenklaturę PowerPointa slajd, do której przypisuję odtwarzanie sampla z nagranym wcześniej fragmentem tekstu. Tworzę też akcję „wait sound”, której zadaniem jest wstrzymanie się z przejściem do następnej strony, do póki nie wybrzmi ostatnia sekunda nagrania z głosem lektora. Następnie przechodzę do najbardziej żmudnej i czasochłonnej części prac – szukania materiałów graficznych.

 

Hollywood Designer

Hollywood Designer

 

Ustaliłem sobie, być może nie najbardziej profesjonalny system pracy, polegający na tym że nie przygotowuję sobie grafiki wcześniej, tylko szukam jej na żywo rozglądając się za konkretnym obrazkiem, który pasowałby do kwestii jaką aktualnie przerabiam w Hollywoodzie. Ten sposób pracy mocno spowalnia skład całości, lecz mimo wszystko est dla mnie osobiście najwygodniejszy. Oczywiście amigowe narzędzia których używam do szukania, to w tym wypadku przeglądarki internetowe OWB, bądź Timberwolf.

 

TimberWolf

TimberWolf

 

Mówi się że na internecie można znaleźć wszystko, to jednak teoria która często nie ma nic wspólnego z praktyką. Jeśli poszukuje się starszych materiałów sprzed ery internetu (które zamieszczam praktycznie w każdym odcinku) naprawdę nia ma łatwo. Spróbujcie np. znaleźć grafikę z Amigą 3000 wraz z monitorem w rozdzielczości przynajmniej 800×600, która nie byłaby słabym skanem ze starej gazety, tylko dobrej jakości zdjęciem, najlepiej na białym tle a nie na zagraconym biurku. Ja znalazłem zaledwie jedną taką grafikę na sieci. Są jednak rzeczy których znaleźć w dobrej jakości nie sposób (np. pudełko od Deluxe Paint I). Jeśli internet zawiedzie, posiłkuję się amigowymi składankami CD, takimi jak CDPL, Aga Experience, MACD, czy coverami dołączonymi do amigowej prasy. Czasami można tam wyłowić naprawdę unikatowe rzeczy, jednakże żonglowanie płytami i przeczesywanie ich zawartości, jest jeszcze bardziej żmudne i zniechęcające niż przeszukiwanie netu.

 

Większość obrazków wrzucam do prezentacji w stanie surowym. Hollywood ma przyzwoite możliwości skalowania, więc ewentualny problem niedopasowanego rozmiaru grafiki do reszty odpada. Czasami jednak dane zdjęcie jest naprawdę duże, tudzież wymaga wykadrowania. Wówczas wspomagam się kolejnym drobnym utilkiem, który nie jest nawet programem graficznym a przeglądarką obrazków. WarpView bo o nim mowa może się pochwalić tym że jako jedyny na Amidze obok Gimpa dysponuje najbardziej zaawansowaną metodą skalowania lanczos. Do prostej obróbki typu regulacja wymiarów czy kadrowanie jest to więc narzędzie idealne.

 

WarpView

WarpView

 

Gimp to jedyny duży kombajn (obok samego Hollywooda), którego czasem zaprzęgam do pracy nad prezentacją, czynię to jednak znacznie rzadziej niż ma to miejsce w wypadku WarpViewa. Zazwyczaj uruchamiam go po to by dodać kanał alpha, w sporadycznych wypadkach do łączenia dwóch grafik w jedną, tudzież zmiany perspektywy. Czasami by dodać cień, chociaż częściej czynię to w samym Hollywoodzie gdzie cień robi łatwiej i wygodniej, jednak w sytuacjach wyjątkowych pamiętam profesjonalny program graficzny daje tutaj większe pole manewru.

 

Gimp

Gimp

 

Jak już wspominałem wcześniej pierwsze moje założenia były takie aby „Alfabet Amigi” był tworem jak najbardziej dynamicznym. Ostatecznie z konieczności musiałem opierać materiał głównie na nieruchomych grafikach, niemniej w każdym odcinku jest zawarta przynajmniej jedna, a najczęściej więcej niż jedna animacja. Gdyby efektem końcowym każdego odcinka był plik wykonywalny z prezentacją, miałbym komfort używania obiektów traktowanych przez Hollywood jako wideo, czyli wszystkich Divx’ów, Xvid’ów itp. Niestety skoro materiałem wyjściowym jest nie prezentacja w formie pliku, a filmu, muszę odpuścić wszystkie popularne formaty, gdyż podczas kodowania nastąpiłby konflikt kodeków. Hollywood koduje filmy w Avi Mjpeg i ten właśnie format jako jedyny z tych „dzisiejszych” jest traktowany jako animacja a nie wideo, dwa pozostałe formaty należące do obiektów animacja (czyli takich które nie gryzą się podczas kodowania filmu) do Anim i AnimGif. Oczywistym rozwiązaniem wydaje się więc być Mjpeg i tak w istocie jest. Niestety z około 20% wrzuconych animacji, z przyczyn, których do końca nie rozgryzłem Hollywood potrafi podczas kodowania filmu odrzucić nawet Avi Mjpeg. W takim wypadku wypada się ratować starym poczciwym amigowym Anim, charakteryzującym się 100% współpracą z Hollywood, ale też i beznadziejną jak na dzisiejsze czasy kompresją.

 

Jakiegokolwiek z tych formatów bym nie używał, najczęściej znaleziona animacja którą chcę wrzucić i tak zadokowana jest w czymś innym. Tutaj wchodzi do gry kolejne narzędzie, czyli FFMPEG. Na Amidze jest też dostępny Mencoder, ale FFMPEG jest zdecydowanie bardziej świeży, poza tym posiada wygodne zewnętrzne GUI ułatwiające pracę. W przypadku konwersji do AVI Mjpeg, sytuacja jest prosta, wystarczy wybrać odpowiedni kodek i opcję kodowania bez dźwięku po czym nacisnąć start. Jeśli jednak formatem docelowym ma być Anim, sprawa się komplikuje, gdyż FFMPEG nie obsługuje tego staruszka.

 

FFMPEG-GUI

FFMPEG-GUI

 

Zrzucam więc animację źródłową do sekwensji plików png, bądź jpeg, po czym uruchamiam kolejny program. Wildfire to w zasadzie jedyna deska ratunku dla osób chcących kodować do Anim pod AmigaOS 4. Inne programy dla 68k, nawet te bezbłędnie działające pod nowym systemem w przypadku obrazów statycznych, takie jak np. ImageFX, niestety kompletnie zawodzą w czasie prób składania animacji. Sam Wildfire który został stworzony pod kątem formatu YAFA… akurat paradoksalnie nie radzi sobie z nim na nowych Amigach. Za to z pozostałymi formatami które wspiera, czyli Mpeg, Animgif i Anim nie ma problemów. Tak więc przygotowaną wcześniej serię plików graficznych, przerabiam na gotową animkę, którą mogę już zamieścić w prezentacji.

 

Wildfire

Wildfire

 

Po złożeniu wszystkich klocków w całość, nadaniu odpowiednich czasów i efektów przejść przychodzi pora na kodowanie filmu. Parametry domyślnego filmu wyjściowego jakie proponuje Hollywood Designer, to 640×480 50fps. Z poziomu Deisgnera, możemy jedynie regulować liczbę klatek na sekundę. Jednak wpisując ręcznie komendy dla kompilatora Hollywood istnieje możliwość zmiany rozdzielczości bitrate itp. Osobiście nigdy jednak nie manipuluję przy tych ustawieniach, gdyż te domyślne oferują naprawdę dobrą jakość obrazu.

 

Jakość okupiona jest to niestety rozmiarem pliku, dlatego jako miejsce docelowe wybieram partycję XjFS. W zależności od długości waga pierwszych odcinków wahała się między 900MB a 2.5GB. Przyjąłem zasadę że jeśli film ma poniżej 1GB wrzucam go tak jak stworzyłem na YouTube, ten serwis sam sobie poradzi z odpowiednim przetwarzaniem. Jeśli jednak plik jest zbyt duży, upload na moim łączu przeciągnąłby się w długie godziny. Chcąc tego uniknąć ponownie uruchamiam FFMPEG i konwertuję całość do Mpeg4, metodą prób błędów starając się dobrać odpowiedni bitrate stanowiący kompromis pomiędzy jakością materiału a jego ostateczną wielkością.

 

Tak właśnie powstaje „Alfabet Amigi„, który poza rolą informacyjną, jest też jednym z przykładów że na naszym komputerze można nie tylko „przestawiać ikony” ale też tworzyć całkiem interesujące rzeczy. Wcale nie trzeba też do tego kombajnów od Adobe czy MS, czasami najlepiej sprawdzają się proste niewielkie narzędzia.

O Mufa