Miłośnicy programu Hollywood to szczęśliwa grupa amigowców (i nie tylko), która w oparciu o dotychczasową historię może być w zasadzie pewna regularnych i stałych aktualizacji programu, które mają miejsce przynajmniej raz do roku. Szczególnie zadowoleni z takiego stanu rzeczy mogą być programiści, którzy jak wynika to z rozmów, jakie z nimi przeprowadziłem, albo nakładki graficznej w ogóle nie zakupili, albo są jej posiadaczami, lecz używają jej rzadko, gdyż „klikanie ogranicza możliwości„. Problem w tym, że miażdżąca większość klientów Airsoft Sowtwair, to zwykli użytkownicy bez większego doświadczenia z developerką, dla których program do tworzenia prezentacji po prostu musi mieć rozbudowane GUI ułatwiające obsługę, gdyż „bez tego ani rusz„. Niestety ta druga większa grupa, do której piszący te słowa również się zalicza, przez bardzo długi czas była zaniedbywana, co wręcz zniechęcało do płatnej aktualizacji „podstawki”. Dla wielu przeciętnych Kowalskich kolejna aktualizacja Designera urosła wręcz do miana legendy. Na szczęście jak głosi slogan wydawcy „Legenda nie umiera nigdy” i wreszcie wiosną 2020 roku, po ekstremalnie długim, blisko 8-letnim okresie przerwy, na rynku pojawiła się nowa odsłona Hollywood Designera.
Zakupy
Designer 5.0 wymaga do działania ostatniej wersji Hollywood 8.0. Ponieważ zniecierpliwiony oczekiwaniem na nową wersję nakładki graficznej postanowiłem przed rokiem wstrzymać się z aktualizacją mojego Hollywood 7.1, musiałem zrobić to teraz, co w sumie kosztowało mnie 88 euro (w tym aktualizacja samego Designera 49 euro). Dla osób, które posiadały Hollywood, ale dotychczas nie miały Designera, program został wyceniony na 69 euro, natomiast zupełnie nowi klienci mogą nabyć pakiet Hollywood 8.0 & Designer 5.0 za 149 euro. Nie są to więc kwoty małe, Hollywood jest bez wątpienia jednym z najdroższych o ile nie najdroższym z obecnie sprzedawanych programów amigowych. Aczkolwiek mimo wszystko małym plusem jest to, że dziś za cenę relatywnie niższą (uwzględniając inflację czy wielkość zarobków), użytkownik wydający kwotę 149 euro dostaje więcej niż miało to miejsce np. 13 lat temu, kiedy do grona posiadaczy Hollywood dołączyłem ja. Wówczas bowiem klient dostawał program tylko dla jednej platformy, jaką była Amiga. Dzisiaj kupując program bazowy, otrzymujemy nie tylko wersje amigowe, ale też odsłony dla Windows macOS i Linux, przy czym warto podkreślić, że nakładka Designer nadal dostępna jest jedynie dla AmigaOS (oraz MorphOS i po raz pierwszy również Aros). Drugą rzeczą, którą od razu zauważyłem jest fakt iż do aktualizacji w jednej cenie uprawnieni są posiadacze dowolnej starszej wersji, a więc teoretycznie nawet od Hollywood & Designer v1, w poprzednich latach nie zawsze tak było i faworyzowaną grupą użytkowników były osoby posiadające ostatnią poprzedzającą odsłonę. Tyle o pieniądzach, a teraz pora przejść do tego, co otrzymujemy za tę kwotę.
Instalacja i Pierwsze wrażenia
Zakładam, że osoby czytające ten artykuł przynajmniej z grubsza orientują się czym jest Hollywood, jeżeli nie to zachęcam najpierw do zapoznania się z moimi wcześniejszymi recenzjami „Hollywood 6.0„, „Hollywood 5.0 i Designer 3.0” oraz „Hollywood Designer 4.0„. Ja tymczasem, zamiast powielać wcześniejsze wiadomości przechodzę do konkretów. Zmian jest bowiem sporo, plik history, obejmuje ponad 130 punktów i zawiera blisko 30 KB (oczywiście mowa tylko o zmianach w stosunku do wersji 4.0) czystego tekstu. Jak to w takich przypadkach bywa, są wśród nich zarówno rzeczy mniej ważne, jak i takie, które moim zdaniem warto odnotować. Jedna z nich pojawia się już na etapie instalacji programu. W ostatnich nastu latach miałem „przyjemność” przechodzić przez ten proces wielokrotnie, za każdym razem wymagało to użycia specjalnego programiku do preparowania ISO oraz poszukiwań po szufladach płyty CD z pierwszą wersją, w jakiej zakupiony był program (w moim wypadku Hollywood 2.5 i Designer 2.0). Pomijając fakt, że trwałość nośników optycznych pozostawia wiele do życzenia, na progu trzeciej dekady XXI nie każda konfiguracja musi być wyposażona w stosowny czytnik (choć na szczęście w Amidze to wciąż standard). Teraz te irytujące zabezpieczenia przeszły do historii. Instalator sam wykrywa zainstalowaną starszą wersję programu na HDD i jedyne, o co nas pyta to o podanie ścieżki do pliku z kluczem do programu, który otrzymujemy drogą mailową.
Pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy jest zmieniony wygląd ozdobników graficznych. Oczywiście nie ma tutaj rewolucji, nadal GUI składa się z trzech domyślnych okien, natomiast dzięki pracy Martina „Masona” Merza nowych bardziej atrakcyjnych ikon dorobiły się wszystkie elementy typu, okna dialogowe, okna akcji, efektów itp. Warto zaznaczyć że to upiększenie jest ekskluzywną rzeczą dostępną wyłącznie w wersji programu dla AmigaOS 4 (tak przynajmniej mówi dokumentacja).
Poznawanie nowych możliwości programu zacząłem od krótkiego spaceru po menu. Od razu zauważyłem, że pojawiło się tam kilka nowych opcji. W ostatniej sekcji obok Help zawierającej bardzo obfitą dokumentację pojawiły się teraz pozycje Hollywood Portal i Hollywood Forums, które kierują użytkownika do stron, które mogą zaoferować pomoc, często lepszą niż najlepsza dokumentacja. Najbardziej jednak rozbudowana została sekcja edit, która jak sama nazwa wskazuje służy do edycji projektu, przy czym zwiększa też komfort operacji na obiektach graficznych. Ponieważ sam autor zaznacza, że Designera można używać również jako programu do tworzenia i edycji grafiki, sprawdźmy zmiany, jakie dokonały się pod tym kątem.
Designer jako program graficzny
Filozofia obsługi projektanta Hollywood przypomina trochę program do edycji wektorowej. Nie malujemy tutaj z ręki, raczej tworzymy lub wstawiamy gotowe kształty. Jednym z ważniejszych cech tego typu programów jest dbałość o ich równomierne rozmieszczenie na stronie projektu. Dotychczas, jeśli chcieliśmy w równej linii utworzyć napis np. „Amiga”, składający się z liter, z których każda była osobnym obiektem, mogliśmy to zrobić metodą „na oko” (co jak się domyślacie to prawie nigdy dobrze się nie udawało). Mogliśmy też po wstawieniu każdej z liter ręcznie regulować położenie w pikselach tzw. punktu zaczepienia (co było mało wygodne i też nie zawsze dawało zadowalające rezultaty). Wreszcie można było zastosować metodę wcześniejszego wstawiania obiektu w postaci linii prostej, dosunięcia do tej linii liter (oczywiście też ręcznie i trochę na oko, bez opcji „przyklejania”), po czym na końcu usunięcie tejże niepotrzebnej już kreski. Designer 5.0 wniósł tutaj znaczące usprawnienia, we wspomnianej już sekcji „edit” pojawiła się opcja włączenia prowadnic, których widoczność można w łatwy sposób włączać i wyłączać. Co oczywiste możemy też włączać opcję automatycznego przyklejania obiektów do tych linii. Drugą oczywistością jest możliwość przesuwania ich położenia. Niestety, aby nie było zbyt różowo muszę dodać że nie można chwycić za prowadnicę i po prostu swobodnie przesunąć jej myszą, by to zrobić każdorazowo musimy wejść do edycji i wpisać w pikselach nową wartość położenia dla danej osi. Drugim powszechnie stosowanym narzędziem ułatwiającym pozycjonowanie obiektów jest siatka, która także po raz pierwszy pojawiła się w tej wersji Designera. Tutaj tak samo, jak w przypadku prowadnic możemy włączać i wyłączać widoczność, jak i dociąganie do krawędzi obiektów. Rzecz jasna możemy swobodnie regulować gęstość siatki w poziomie, jak i pionie. Maksymalna wielkość oczka to 320 × 320 pikseli. W stosunku do prowadnic wygodniejszy jest sposób przesuwu siatki, w tym przypadku nie wpisujemy wartości w liczbach, a korzystamy z suwaczków, dzięki czemu przesuw oczek na ekranie widzimy w czasie rzeczywistym.
Obok regulacji położenia obiektów, ważnym aspektem jest także ich jakość. Do tej pory koła, elipsy, łuki, czy inne kształty z zaokrąglonymi rogami, wyglądały nieco kanciasto. Teraz są rysowane jako prawdziwe krzywe Beziera, dzięki czemu wyglądają znacznie lepiej. Jeśli jednak z jakichś powodów pasuje nam starszy wygląd, w opcjach projektu „rysuj krzywe jako wielokąty oparte na liniach” (Draw curves as line-based polygons), wówczas w locie wszystkie zaokrąglone obiekty stracą nieco ze swej krągłości. Zmianie na plus uległy także tonalne przejścia barw, do których działania można było mieć wcześniej nieco zastrzeżeń. Jak podaje producent programu, został wdrożony nowy algorytm dla generowania gradientów, dzięki czemu te są teraz bardziej płynne.
Ostatnią ważną opcją jest możliwość zapisu samej grafiki. Hollywood Designer aż do wersji 4.0 przedstawiał tutaj dosyć mierne możliwości oferując funkcję eksportu graba strony tylko do jednego formatu, dodam dosyć mało praktycznego, jakim jest BMP. Zatem jeśli chcieliśmy np. do jakiegoś zdjęcia na stronę WWW dodać znak wodny z podanym adresem URL (co akurat w Designerze zrobimy wygodniej i szybciej niż np. w Gimpie), to potem niestety zapisany obraz i tak trzeba było załadować do innego programu, celem konwersji do bardziej internetowego formatu. Opisywana odsłona daje nam zdecydowanie większe pole do popisu. Do wcześniej obowiązującego BMP doszedł m.in. amigowy IFF, ale przede wszystkim trzy podstawowe formaty dominujące w sieci, czyli JPG, PNG i GIF. Stawkę uzupełniają JPEG 2000 (w dwóch wersjach) i TIFF (w trzech różnych metodach kompresji). To jednak nie koniec możliwości nowego modułu zapisu obrazu. Od teraz nie jesteśmy ograniczeni eksportem grafiki z jednej aktywnej właśnie strony, lecz jednym przyciskiem możemy zapisać serię obrazków, będących zrzutami ekranowymi dla danego zakresu slajdów bądź też wszystkich stron projektu. Możemy także wyeksportować nie stronę a jedynie znajdujący się na niej wybrany element, w tym również obiekt z nałożonym wcześniej efektem, np. cienia itp. W przypadku obiektów z kanałem alpha standardowo możemy wykonać eksport grafiki z przezroczystością, ale możemy także przy zapisie zdefiniować wypełnianie niewidocznego obszaru dowolnie wybranym kolorem. Wszystkie formaty w tym IFF-ILBM oferują wyłącznie zapis truecolor. Wyjątkiem jest oczywiście GIF, gdzie mamy możliwość regulacji palety barw w zakresie od 2 do 256 kolorów oraz opcję włączenia ditheringu.
Edycja multimediów
Prezentacja multimedialna to nie tylko obrazki, ale też dźwięk czy animacja. W nowej wersji Designera i na jednym i na drugim polu widać zauważalny progres. Przy czym znowu muszę podkreślić, że nie ma tutaj mowy o rewolucji. Za taką uznałbym możliwość wstawiania filmów w dowolnym formacie, które potem mógłbym wyeksportować do dowolnego kodeka wideo. Tymczasem dalej mamy podział na obiekty typu animacja i obiekty typu wideo. Tylko używając animacji jesteśmy w stanie finalnie zakodować nasz projekt do postaci filmu. Gdy wstawimy obiekt typu wideo możemy skompilować projekt do postaci prezentacji, ale nie mamy możliwości utworzenia z poziomu Designera videoclipu. Jak już pisałem we wcześniejszych recenzjach animacjami standardowo są: Anim IFF, AnimGif i jedyny w miarę nowoczesny format Avi MJPEG. W tym ostatnim formacie Hollywood koduje też filmy wyjściowe. Opcjonalnie instalując stosowne wtyczki Hollywood, możemy nieco powiększyć ten zestaw o kilka starych i mało popularnych formatów jak np. Yafa. Należy przy tym podkreślić, że nie każda animacja Anim IFF i nie każdy film Avi MJPEG były poprawnie rozpoznawane przez program. W obecnej wersji kompatybilność została zwiększona o nowe tryby kompresji: ANIM8, ANIM16, ANIM32 oraz AVI MJPEG w trybie AVISTREAMHEADER 64 bajty (dotychczas było to tylko 56 bajtów, co powodowało problemy z przygotowaniem kompatybilnego pliku nawet przy użyciu popularnych amigowych konwerterów wideo). W oknie edycji animacji pojawiło się też kilka nowych narzędzi odpowiedzialnych za włączenie zapętlania, ustalenia obszarów przezroczystości czy usunięcia przeplotu dla animacji w trybie interlace.
Bardziej imponująco wyglądają zmiany w zakresie obsługi obiektów wideo. Przede wszystkim możemy teraz traktować taki obiekt jako warstwę, co daje sporo możliwości w zakresie przekształcania obrazu. Jako przykładu użyłem filmu, będącego niegdyś ulubionym plikiem mpeg, redaktorów amigowych czasopism, którzy ku uciesze gawiedzi obowiązkowo zamieszczali go na płytach cover CD. Po lewej odtwarzany jest oryginał w niezmienionej formie, na prawo postanowiłem trochę pobawić się filtrami, które teraz można na ruchomy obraz nakładać równie łatwo, jak wcześniej na statyczną bitmapę. Dociekliwych, którzy mogliby dojść do wniosków, że ten film przeczy tezie o problemach z utworzeniem clipu z projektów, w których używa się obiektów typu wideo, informuję, że film nie został zakodowany w Hollywood, a jedynie pokazuje uruchomioną prezentację sprzętowo przechwyconą za pomocą wideo-grabbera HDMI.
Drugą ważną zmianą jest możliwość automatycznego dodawania panelu nawigacyjnego. O ile nawet dla początkującego użytkownika programu, nie jest żadnym wyczynem zamieszczenie przycisków typu play, pause, stop, gdyż po prostu wystarczy wstawić odpowiednie pliki graficzne, pod które podpina się wbudowane komendy „hollywoodzkie” odpowiedzialne za odtwarzanie, pauzowanie, wznawianie czy zatrzymanie danego materiału multimedialnego. O tyle wyzwaniem przekraczającym możliwości użytkownika niemającego obycia w programowaniu, było wykonanie suwaka postępu umożliwiającego szybkie przewinięcie materiału do interesującego nas fragmentu. Poległo na tym zadaniu paru znanych polskich amigowców, w tym również autor tego tekstu. Teraz sprawa jest banalna, gdyż wystarczy zaptaszkować opcję Add control buttons to wideo, by panel wraz ze stosownym paskiem pojawił się z automatu. Jedyna praca, jaka pozostaje użytkownikowi to wybór kolorów przycisków i pozostałych elementów GUI. Do pełni szczęścia przydałaby się jeszcze opcja zmiany wielkości gadżetów oraz możliwość ich skórowania. Niemniej to, co oferuje Designer 5 i tak znacząco ułatwi życie wszelkiego rodzaju domorosłym twórcom odtwarzaczy czy innego softu mającego ułatwić interaktywną obsługę treści multimedialnych.
Niestety opcja panelu nawigacyjnego jak na razie nie jest dostępna dla obiektów audio. Zaszły tu jednak inne znaczące zmiany. Wcześniej jako obiekt audio mogliśmy ustawić trzy typy plików, czyli sample, streamy i moduły protrackera. Teraz tak nie jest, choć co ciekawe autor chyba zapomniał zaktualizować tej sekcji w dokumentacji, gdyż ta dalej opisuje stan dla wersji 4.0 i niższych. Sample oraz obiekty streamowane miały takie same właściwości i takie same możliwości edycyjne, a różniły się tylko tym, że pierwsze były od razu ładowane do pamięci, drugie doczytywane z dysku. Natomiast moduły ograniczone do Protrackera nie odpowiadały rzeczywistości, jaka wytworzyła się wraz z powstaniem wtyczek, takich jak DiGiBooster, SID, czy XMP. Podział został więc uproszczony do dwóch typów, ze starej trójki pozostały tylko sample, a do tego doszedł nowy typ muzyka. Ten drugi pozwala na ładowanie dowolnego utworu muzycznego, czy to w formacie modułu, czy mp3, czy np. sampla WAV. Oczywiście, jako że pozostawiono typ sample, to pliki niebędące modułami, czyli np. AIFF, 8SVX czy MP3, dalej możemy ładować, przypisując je jako sample. W tym drugim przypadku tak jak wcześniej możemy zdecydować czy dźwięk ma być odtwarzany synchronicznie, czy asynchronicznie i ustalić częstotliwość próbkowania. Tutaj doszła jedna nowość, kiedyś użytkownik musiał praktycznie każdorazowo ręcznie ustalać tę wartość, gdyż domyślnie była ustawiona na bardzo rzadko stosowaną wielkość 8000Hz. Zwyczajowo więc zmieniało się ją na 44100Hz, choć przecież nie zawsze oznaczało to trafny wybór. Teraz, jeśli chcemy brzmienia jak w oryginale wystarczy skorzystać w przycisku automatycznego wykrycia domyślnej częstotliwości dla danego sampla. W przypadku typu muzyka nie ma tej opcji, ale nie ma takiej potrzeby, gdyż tam wszystko wykrywane jest w locie. Nie znajdziemy też opcji odtwarzania asynchronicznego, jednak nie oznacza to iż nie można odtwarzać więcej niż jednego modułu jednocześnie. Trzeba po prostu w preferencjach projektu zaptaszkować opcję Allow playback of multiple sound streams. Wówczas mamy pole do popisu w zakresie tworzenia prawdziwych kakofonii, na które składać się będzie dowolna liczba równocześnie odtwarzanych plików muzycznych i sampli.
Efekty i akcje
Pewnym rozczarowaniem może być brak jakichkolwiek nowych efektów wejścia-wyjścia, Designer 5 oferuje tutaj dokładnie to samo co poprzednia odsłona. Na szczęście czwórka wypadała na tym polu całkiem przyzwoicie oferując ponad setkę takich efektów dla stron i nieco mniej, bo „jedynie” 81 dla obiektów. Niewiele można także napisać o nowościach w przypadku filtrów. Pojawił się tutaj tylko jeden debiutant Quantize colors, który jest chyba swego rodzaju ukłonem w kierunku Amig klasycznych, gdyż kwantyzacja kolorów to nic innego jak redukcja palety barw przy pomocy algorytmów starających się jak najwierniej zachować kolorystykę oryginalnego obrazu. Użyłem tego efektu na filmie z Billem, na krótki czas redukując clip do obszaru czterech kolorów. Poza tym można jeszcze wspomnieć o niewielkich usprawnieniach w zakresie działania kilku innych filtrów takich jak wirowanie, odbicie lustrzane czy fale wody (też użyłem ich na wspomnianym filmie).
Dużo więcej interesujących nowinek można znaleźć w przypadku akcji. Tu pojawiło się 10 nowych zdarzeń, co oznacza, że ich łączna liczba wzrosła do 57. Jedną z nowości jest „ask password„. Definiujemy tutaj hasło oraz liczbę prób, jaką dajemy końcowemu użytkownikowi, a także co ma się stać w przypadku błędnej odpowiedzi (zatrzymanie akcji, bądź pominięcie określonej liczby kolejnych akcji). Jeśli np. narysujemy żółte słoneczko, które będzie reagowało na przycisk myszy w następującą serią akcji 1, zapytaj o hasło, 2. animuj obiekt, obracając się wokół własnej osi, 3. zmień kolor na zielony, 4 nałóż efekt falującej wody. Po wpisaniu właściwego hasła zmieni się w animowane pofalowane zielone słoneczko, jednak jeśli wpiszemy błędne hasło (a w opcjach w przypadku nieprawidłowo podanego hasła zdefiniowaliśmy pominięcie 1 akcji), przeskoczy akcję animacji, a więc zobaczymy też zielone i pofalowane słoneczko, ale już w formie całkowicie statycznej.
Inną ciekawą akcją jest edycja obiektu tekstowego. Powiedzmy, że stworzyliśmy grę na dwóch graczy. W starszych wersjach Designera odbiorcy naszej gry mogli co najwyżej wybrać, to co im na sztywno przypisaliśmy np. opcję player 1 lub player 2. Teraz dzięki tej akcji mają możliwość wpisania z klawiatury swojego imienia, co ważne wybór ciągu znaków zostanie zapamiętany i zapisany, więc przy następnym uruchomieniu gry będzie w menu od razu widziany tekst np. Rafał. Naturalnym uzupełnieniem dla tej funkcjonalności jest opcja, resetuj obiekt tekstowy, czyli pozostając na przykładzie ksywek giercmanów pozwala usunąć imię Rafał i zastąpić standardowo zdefiniowanym napisem np. gracz 1.
Ciągi tekstowe to nie jedyne rzeczy, jakie mogą być zapisywane przez końcowego użytkownika naszej gry czy programu. Pojawiły się akcje pozwalające mu na ładowanie plików, zapisywanie preferencji językowych, czy rozmiaru i położenia okna. Tego typu rzeczy są standardowo przechowywane w domyślnym katalogu users data, jego zawartość rzecz jasna również można wyzerować za pomocą odpowiedniej akcji.
Ostatnim typem nowych zdarzeń, na jaki chciałbym zwrócić uwagę są znaczniki. Możemy ustawić je w dowolnym miejscu tworzonej przez nas gry, później w zależności od ruchów gracza umożliwić mu powrót do zdefiniowanego przez nas wcześniej miejsca. Oczywiście takie przekierowania były możliwe do wykonania i wcześniej, w Designer 5 robi je się po prostu wygodniej.
Inne zmiany
Z pewnością warto odnotować kilka zmian w zakresie operacji na tekstach. Ewidentnie najważniejszą jest obowiązujący od teraz standard kodowania UTF-8. Dzięki zastosowaniu unicode udało się uniezależnić Hollywood od standardów znaków specyficznych dla konkretnego systemu operacyjnego. W samym edytorze doszedł brakujący model wyrównywania tekstu, czyli obok dostępnych wcześniej „do prawej”, „do środka” i „do lewej”, doszła opcja wyjustowania. Mamy też możliwość synchronizacji wspomnianego wcześniej edytowalnego tekstu z innymi polami tekstowymi rozsianymi na naszej prezentacji. Czyli ciągnąc dalej przykład teoretycznej gry „Rafał” wpisane na pierwszej stronie może być również widoczne np. na stronie 10 w informacji „Rafał przechodzi do levelu nr 11” czy na ostatniej stronie „Gratuluję Rafał ukończyłeś grę„.
Jako ciekawostkę podam, że zakres liczby stron został zwiększony z trzycyfrowego na czterocyfrowy. Powstało też sporo opcji związanych z bezpieczeństwem, począwszy od wspomnianych już edytowalnych pól tekstowych (dostęp do edycji możemy zabezpieczyć na hasło), dostępu do każdej ze stron projektu (teraz obok nazwy strony i symbolu identyfikacyjnego, pojawiło się dodatkowe pole password), czy też zabezpieczenia hasłem możliwości uruchomienia całej prezentacji. Wreszcie pojawiła się opcja multi user w przypadku dostępu do samego tworzenia projektu w Designerze. Tak więc nad projektem może pracować admin oraz inni użytkownicy logujący się na osobne konta chronione hasłem. Wszystkie te zmiany zostały wprowadzone na wniosek użytkownika Torgeir Vee. Analizując te informacje można domniemywać że projekt obsługi gabinetów stomatologicznych Ferrule Media naprawdę potężnie się rozrósł, program liczy ponad 1000 stron i jest na tyle duży, że Torgeir nie pracuje nad nim sam, tylko ma firmę w której zatrudnia dodatkowe osoby. Cóż niewątpliwie cieszy fakt, że w latach 20-tych XXI wieku wciąż jeszcze można znaleźć ludzi, którzy całkiem nieźle radzą sobie w biznesie, jako narzędzia pracy używając Amigi NG. Niemniej przypuszczam, że 99,99% zwykłych posiadaczy komputerów AmigaOne, są jedynymi użytkownikami tej maszyny w domu, a już na pewno jedynymi użytkownikami Designera. W związku z powyższym z wszystkich tych opcji muli user, zabezpieczeń na hasła itp. w swoich domowych hobbystycznych projektach zapewne nigdy nie skorzystają.
Sporo zmian nastąpiło też w temacie ogólnopojętej ergonomii i nawigacji. Np. po raz pierwszy w historii Designera w programie pojawiła się wyszukiwarka, dzięki niej możemy czy to w obrębie strony, czy całego projektu wyszukiwać elementy po nazwach plików, czy np. przypisanych im przez nas identyfikatorach. W przypadku chęci kompilacji do pliku wykonywalnego, zamiast ptaszkować ręcznie szeroki wachlarz nastu możliwości (wraz z tą wersją doszła kolejna platforma, do której możemy skompilować plik – Linux ARM), możemy teraz skorzystać z opcji wybierz wszystko lub odznacz wszystko. Klawisze Page UP / down mogą być teraz także używane do przełączania stron co umożliwia używanie Hollywood z pilotami do prezentacji. Pojawiła się opcja uruchomienia prezentacji w trybie przeglądania. Docenią ją wszyscy twórcy, którzy nie raz zmuszeni byli do wielokrotnego uruchomienia tej samej strony, w celu sprawdzenia, czy któryś tam z kolei element działa jak trzeba. Jeśli wcześniej wstawiliśmy na stronę efekty przejścia czy czasy oczekiwania cierpliwie musieliśmy czekać aż wszystko to zostanie po kolei odtworzone. Tryb przeglądania pozwala na pomijanie tych elementów, a więc efektywne skrócenie czasu testowania. Dodano też kilka znaczących usprawnień w zakresie importu całych stron czy pojedynczych obiektów do innych projektów. Użytkownik może również sam modyfikować domyślne rozszerzenia dla konkretnych typów plików w preferencjach programu (domyślnie np. nie ma Avi wśród rozszerzeń dla obiektów animacja, gdyż prawie wszystkie odmiany tego formatu kwalifikują się jako obiekty wideo, jednak jeśli często korzystamy z animacji AVI MJPEG, możemy to zmienić).
Od pewnego czasu istotną siłą programu są wtyczki. Wszystkich użytkowników AmigaOS 4 z pewnością ucieszy fakt, iż została naprawiona kompatybilność z nową systemową DOS.library, dzięki czemu podczas uruchamiania Designera nie jesteśmy już katowani serią komunikatów o braku inicjalizacji wtyczek. W razie, gdyby w przyszłości takowe wystąpiły, tudzież jeśli po prostu z jakichś względów chcemy wyłączyć lub wymusić inicjalizację tej czy innej wtyczki mamy taką możliwość za pomocą nowej zakładki Plugins w globalnych preferencjach programu.
Designer to narzędzie, które z definicji służy do ułatwienia życia osobom, które nie są koderami, jednocześnie brutalna prawda jest taka, że nie jest w stanie wykorzystać w 100% wszystkich możliwości bazy Hollywood. By umożliwić przekroczenie pewnych barier nakładki graficznej, Airsoft Softwair już dosyć dawno udostępnił opcję wstawiania kodu. Zwykły użytkownik mógł więc swoją „wyklikaną prezentację” wzbogacić o komendy czy polecenia, których wyklikać nie sposób. Dotychczas było to możliwe na trzy sposoby albo poprzez wstawienie kodu na początku konkretnej strony, albo poprzez kod uruchamiany jako reakcja np. na wciśnięcie klawiszem myszy na danym obiekcie, lub poprzez wywołanie akcji „uruchom kod”. Teraz w preferencjach globalnych projektu dodano trzy dodatkowe opcje. Kod, który ma być uruchomiany raz na początku prezentacji, kod, który ma być inicjalizowany zawsze na początku każdej strony (ładowany szybciej niż ewentualnie wstawiony specyficzny kod dla konkretnej strony) i kod uruchamiany dla każdej strony, wykonywany po wykonaniu specyficznego kodu dla konkretnej strony.
Przepisywanie komend z dokumentacji i radosne eksperymenty z kodowaniem przez osoby mające znikome doświadczenie w temacie, często kończyły się informacją o błędach i brakiem możliwości uruchomienia prezentacji. Lakoniczny komunikat rzadko kiedy był w stanie pomóc w wyłapaniu usterki przez laika. Wychodząc na przeciw takim użytkownikom Designer 5 wyświetla komunikaty o błędach w kodzie w bardziej rozszerzonej formie.
Wymienione zmiany nie wyczerpują całego szeregu usprawnień i nowości w Designerze 5. Skupiłem się tylko na moim zdaniem najważniejszych. Jak pisałem na początku recenzji, kompletną listę zmian można znaleźć w pliku history. Przy czym, choć jest podana w maksymalnie skróconej formie objętościowo jest równie obszerna co niniejszy artykuł.
Czego zabrakło
Pomimo kilku ciekawych zmian w zakresie ergonomii pracy opisywaną aplikację dotykają dwa stare, irytujące, acz wydawałoby się proste do wyeliminowania mankamenty. Pierwszym z nich jest domyślna wielkość slajdu ustalona na 640 × 480 pikseli. Przed nastu laty na rynku standardem były 15 – 17-calowe monitory LCD o proporcjach 4:3. W momencie premiery pierwszej wersji programu taka rozdzielczość była więc całkiem uzasadniona, jednak dzisiaj jest już archaizmem. Niestety ani w globalnych opcjach programu, ani w preferencjach konkretnego projektu nie można ustawić na sztywno domyślnej rozdzielczości strony. Oznacza to, że każdorazowo po utworzeniu kolejnej strony musimy ręcznie zmieniać jej rozdzielczość (w moim przypadku zazwyczaj na 1280 × 720 pod kątem filmów HD). Oczywiście można to obejść tworząc pierwszy pusty slajd, zmieniając jego rozdzielczość, a następnie przewidując, że np. nasza prezentacja zajmie około 30 stron, trzydziestokrotnie kliknąć pole „duplicate page”. Mimo wszystko jednak nie tak to powinno wyglądać. Kontaktowałem się w tej sprawie z Andreasem Falkenhahnem, przyznał mi rację i obiecał dodać stosowną funkcjonalność w kolejnej wersji programu.
Innym problemem jest okno menadżera projektów. Nie można w nim swobodnie przesuwać kolejności położenia obiektów i warstw, mamy tylko przyciski przesuń w górę i w dół. Wyobraźmy sobie, że mamy rozbudowaną stronę np. z 80 obiektami i nagle zapragęliśmy, że obiekt, który wstawiliśmy jako 80 ma pojawiać się w skrypcie np. jako trzeci. Czeka nas 77-krotne wciskanie przycisku move up. Oczywiście znowu można to obejść i zapewne każdy skorzysta z opcji wytnij obiekt, po czym w menadżerze obiektów zaznaczy obiekt na drugiej pozycji z listy i skorzysta z opcji wklej, co będzie skutkowało przesunięciem kopiowanego obiektu na trzecią pozycję. Jednak znowu brakuje zwykłego i bardziej intuicyjnego mechanizmu przeciągnij i upuść. Przecież MUI takie rzeczy potrafi, co możemy zaobserwować choćby w bookmarkach naszych przeglądarek internetowych.
Każdorazowo wraz z poprzednimi odsłonami Designera były dołączane nowe lub zaktualizowane przykłady prezentacji autora programu. Zwłaszcza Feature Presentation, pozwalał zaznajomić się i „pomacać„ od wewnątrz przykładowe możliwości Designera, co przeciętnemu użytkownikowi pozwalało na szybsze przysposobienie praktycznej umiejętności obsługi programu niż w wypadku studiowania dokumentacji. Niestety w wersji 5.0 żaden przykładowy projekt nie został zaktualizowany i całość wygląda dokładnie tak samo, jak w 2012 roku.
Ostatnia rzecz, na jaką chciałem zwrócić uwagę to niestety problemy z prawidłowym odtwarzaniem dźwięku w udźwiękowionych materiałach wideo. To bug, który nie dotyczy samego Designera, a pojawił się wraz z Hollywood w wersji ósmej. Sprawę naturalnie również zgłosiłem autorowi, który po kilku dniach poinformował mnie, że zdołał naprawić błąd. Być może więc wkrótce czeka nas jakaś poprawkowa edycja „podstawki”.
Oczywiście jako użytkownik z nastoletnim stażem potrafiłbym wykazać jeszcze kilka innych rzeczy, które mogłyby być rozwiązane lepiej, ale nie są one już tak irytujące, poza tym niniejszy tekst i tak jest już dosyć długi, więc pora zmierzać do końca.
Podsumowanie
Designer 5, na pewno nie jest najbardziej rewolucyjną aktualizacją tej nakładki, gdyż nie można tu znaleźć nowości tak innowacyjnej, jaką było pojawienie się „akcji” w Designerze 4. Niemniej jeśli weźmiemy pod uwagę ogólną liczbę pomniejszych zmian, usprawnień czy poprawek błędów, to nie ma wątpliwości, że sumarycznie jest to największe uaktualnienie w dziejach programu. Jest wygodniej, efektowniej lepiej, zarówno na polu obsługi grafiki, multimediów, zabezpieczeń, interakcji z odbiorcą końcowym, wstawianiem kodu czy ergonomii pracy. Program do prezentacji klasy Hollywood jest jednym z nielicznych, których amigowcy nie muszą się wstydzić przed światem, a wręcz przeciwnie w swojej kategorii, w wielu aspektach to konkurencja na „wiodące proszki” może nam pozazdrościć funkcjonalności. Jak pokazuje przykład przedsiębiorczego Norwega, jest to także jeden z niewielu programów amigowych, który może służyć celom zarobkowym (zwłaszcza że pozwala również tworzyć appki na urządzenia mobilne). Nie ma jednak co ukrywać, że dla 99 amigowców na 100, będzie to przede wszystkim narzędzie służące tworzeniu projektów hobbystycznych. Patrząc z perspektywy hobbysty, jestem zadowolony z rozszerzonych możliwości skostniałego w ostatnich latach Designera. Wiem, że narzędzie w nowej odsłonie pozwoli mi na spędzenie wielu godzin przy wykonywaniu pożytecznej pracy na rzecz środowiska, używając mojego ulubionego komputera. Nowa lepsza odsłona programu zawsze daje pozytywnego kopa do działania, co mam nadzieję będzie widoczne już wkrótce w moich przyszłych produkcjach multimedialnych. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że program nie jest tani, a czasy dosyć nieciekawe i że każdy ma inne podejście w kwestii finansów, jakie może przeznaczyć na hobby. Dlatego drogi amigowcu, decyzję czy opisane zmiany warte są wydania tych kilkudziesięciu euro musisz podjąć sam.
Hej mam pytanie, widziałem twój post z 2012 w którym przenosisz się z obudowy Fractal Define R3. Też mam tę obudowę i bardzo chcę panel boczny z oknem. Aktualnie oryginalne panele z oknem do R3 nie są już sprzedawane ale do R4/S już tak więc czy te panele z R4 będą kompatybilne z R3? Czy będę mógł je założyć albo coś przeszlifować na zatrzaskach aby się wcisnęła? Z góry dzięki
R3 mam teraz zapakowaną na strychu, musiałbym to przytargać i sprawdzić czy fizycznie pasuje. Może przy okazji to zrobię. Szybciej będzie jak podasz wymiary panelu od R3 i rozłożenie śrób. Porównam ze swoją R4. Wydaje mi się że powinny pasować, ale nie jestem pewny czy R4 czasami trochę nie „urosła” w stosunku do poprzednika.
47,7 cm na 45,5 cm a śruby 2,5 cm od górnej krawędzi po obu stronach
Niestety wygląda na to że nie będzie pasować. Panel do R4 jest nieco niższy i odrobinę dłuższy, rozstaw śrub też nie pasuje. U mnie jest to 48cm x 43,7cm a śruby 4cm od krawędzi (blisko 4.5cm licząc od środka otworu).