Egzotyka na Amidze – emulacja unikatowych maszyn pod AmigaOS 4 cz. II

SimCoupe
Sam Coupé to chyba najbardziej znany (przynajmniej tym, którzy czytali najstarsze polskie czasopismo komputerowe) w gronie nieznanych komputerów, które postanowiłem przedstawić. Komputer zaprojektowany przez brytyjską firmę Miles Gordon Technology kreował się na następcę popularnego ZX Spectrum, mimo iż od 1984 roku istniał oficjalny 16-Bitowy Sinclair QL. Atutem SAMa była zgodność z ZX Spectrum, był to jednak jedyny walor tej maszyny względem głównych rozgrywających na ówczesnym rynku, czyli Amigi i Atari ST, które jak wiadomo nie były kompatybilne z ośmiobitowymi „Commodorkami” i „Atarynkami”. O inne plusy ciężko, komputer powstał dosyć późno trafiając na rynek dopiero w grudniu 1989 roku. Mimo że od dobrych kilku lat rządziły już maszyny 16-Bitowe a wiodące firmy pomału zaczęły prezentować konstrukcje, których sercem były 32-Bitowe procesory, SAM Coupe dalej oparty był o stareńki ośmiobitowy Zilog Z80, tyle że taktowany stosunkowo wysokim zegarem 6MHz.

SAM Coupe

Ówcześni czytelnicy Bajtka z pewnością pamiętają ostrą kampanię marketingową tego komputera z nośnym hasłem „Dźwięk jak w Amidze, grafika jak w Atari ST„. Było w tym dużo przesady, choć na papierze układ dźwiękowy Philips SAA 1099 wygrywał z Paulą choćby liczbą kanałów, których posiadał sześć, natomiast tryb graficzny w rozdzielczości 256×192 w 16 kolorach z palety 127, można by uznać za prawie porównywalny z trybami podstawowej wersji ST, który w low-resie (ST-LOW) wyświetlał grafikę 320×200 w 16 kolorach z palety 512. Również wielkość pamięci operacyjnej (standardowo 256KB rozszerzanej do 512KB lub max. do 4.5MB) odbiegała nieco od ówczesnych standardów. Tradycyjnie jednak to nie możliwości audiowizualne czy przestarzały procesor miały decydujący wpływ na popularność tej platformy, jak zwykle główną rolę odegrała liczba dostępnego software. Ówcześni producenci oprogramowania i gier nie obdarzyli zaufaniem tej nieco zapóźnionej konstrukcji, a w ślad za tym nie zrobili tego klienci. W efekcie SAM Coupe był produkowany niespełna 3 lata, znajdując w owym okresie zaledwie 12 tysięcy nabywców, czyli niewiele więcej niż choćby wszystkie wersje znanej nam dzisiaj dobrze jakże unikatowej platformy, jaką jest AmigaOne.

O ile jednak AmigaOne, dzięki swojej mocy obliczeniowej a przede wszystkim dzięki szeroko rozpowszechnionej dziś polityce rozprowadzania oprogramowania wraz z wolnym kodem źródłowym, może się pochwalić liczbą blisko 1000 dostępnych gier, to w bibliotece SAMa Coupé było ich zaledwie około 30 (choć później ta liczba powiększyła się o kilkadziesiąt pozycji, gdyż fani tej maszyny tworzyli niezależne gry jeszcze w XXI wieku). Najbardziej znanymi z perspektywy amigowca są Lemmings, Elite i Prince of Persia. By zobaczyć jak prezentują się te nieliczne rodzynki potrzebujemy emulatora SimCoupe.

Emulator, którego autorem w wersji amigowej jest, znany Wam z poprzedniej części Ventzislav „dr Hirudo” Tzvetkov, zaprojektowany jest w dosyć czytelny sposób. Zaraz po uruchomieniu wita nas okno informujące o wszystkich dostępnych skrótach klawiszowych. Pierwszym, z którego powinniśmy skorzystać jest F10, który przenosi nas do okna preferencji. Jest ono dosyć ciekawie rozwiązane, gdyż jako żywo przypomina okno systemu operacyjnego, mamy więc górną belkę i ikony symbolizujące konkretne sekcje, do których dostajemy się poprzez tradycyjny dwuklik LPM. Do pełni szczęścia brakuje tylko feelingu Workbencha, niestety autorzy emulatora wyraźnie inspirowali się gorszym rozwiązaniem i postawili na stylizację naśladującą pierwsze wersje Windowsa. Pozostawiając na boku wygląd, emulator domyślnie skonfigurowany jest tak, że od razu możemy przejść do działania. Ja jednak zmieniłem kilka rzeczy, mianowicie wyłączyłem tryb scanline, gdyż nie lubię takiej metody wyświetlania grafiki oraz aktywowałem mapowanie myszy. Nie podawałem natomiast niczego w polu ze ścieżką do ROMu komputera, gdyż obraz ROMu nie jest wymagany.

Preferencje emulatora

Aby przetestować możliwości SAMa na tapetę wziąłem grę Lemmings. Obraz gry załadowałem korzystając z klawisza F1. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy był fakt, iż ta wybitnie ukierunkowana na obsługę myszy gra, była domyślnie skonfigurowana na obsługę klawiatury (na szczęście można było to zmienić), co każe przypuszczać, iż gryzoń nie znajdował się w standardowym wyposażeniu SAMa. Drugą rzeczą była muzyka, układ Philips SAA 1099 być może w teorii prezentował się mocno, lecz w rzeczywistości do moich uszu dobiegła typowa chipowa muzyczka będąca standardem wśród ośmiobitowców. Grafika w odniesieniu do pojedynczych elementów ocierała się o to, co widziałem na Amidze, lecz całościowo wyglądała ewidentnie gorzej. W czasie gry od razu odniosłem też wrażenie, że coś jest nie tak z płynnością animacji. Na początku podejrzewałem nawet, że być może moja X1000 nie wyrabia, aczkolwiek systemowy licznik zajętości procesora pozostawał na minimalnym poziomie, z kolei licznik emulatora twardo pokazywał 100%/50fps. Dla pewności wyłączyłem jednak na chwilę synchronizację odświeżania, w efekcie prędkość emulacji podskoczyła do ponad 1200% i nie dało się grać. Wiedziałem już wówczas, że winna jest nie moja maszyna a możliwości SAMa, który najwyraźniej nie był w stanie animować kilkudziesięciu małych lemingów na ekranie, z prędkością, do jakiej przyzwyczajeni są fani „Przyjaciółki”.

Gra Lemmings uruchomiona pod emulatorem SimCoupe

Reasumując nie jest to sprzęt klasy Amigi i nie jest to sprzęt klasy Atari ST. Największą radochę z SimCoupe mogą mieć chyba tylko fani chipowych brzmień, którzy mogą nacieszyć uszy oldschoolową muzyką pogrywając przy okazji w tych kilka znanych i na innych platformach gier sprzed lat. Reszta zapewne uruchomi emulator najwyżej jeden raz, tak dla zaspokojenia ciekawości i by utwierdzić się w przekonaniu, iż przed laty zrobili dobrze kupując Amigę, zamiast złapać się na stare reklamy z Bajtka o „godnym trzecim konkurencie” dla 16-Bitowych maszyn ze stajni Commodore i Atari.

Oricutron
W poprzednim odcinku wspominałem już, że Polska wcale nie była wyjątkiem gdzie w latach 80-tych dominował komputer spoza dwójki C64, ZX Spectrum. My mieliśmy swoje importowane Atari, natomiast Francję skomputeryzował importowany Oric. Maszyna została zaprojektowana po drugiej stronie kanału La Manche przez Tangerine Computer Systems, która chciała wykorzystać fakt, iż nieprzygotowany na olbrzymi sukces Sinclair nie wyrabiał z zamówieniami, w związku z czym na rynku brytyjskim ustawicznie brakowało Spectrumów. W efekcie klienci musieli niekiedy oczekiwać na swój komputer nawet kilka miesięcy. Tangerine postanowiło zapełnić tę lukę konstrukcją Oric – 1 opartą na procesorze MOS 6502 1MHz z lepszym układem dźwiękowym (fabrycznie był montowany słynny chip AY) z porównywalną do konkurenta wielkością pamięci RAM (w wariantach 16KB bądź 48KB), dodatkowym atutem Orica była też cena, która była o kilka funtów niższa względem popularnego „Gumiaka”.

Produkcja ruszyła w styczniu 1983 roku. Ambitne plany zakładały sprzedaż na poziomie 350 tysięcy jednostek rocznie. Niestety pewne niedoróbki techniczne, objawiające się m.in. częstymi problemami z wczytywaniem oprogramowania z kaset narobiły tej platformie negatywnego PR. Domiar złego dopełnił pożar w fabryce wraz z całą produkcją przygotowywaną na okres świąt. W efekcie finalna sprzedaż względem planowanej nie osiągnęła nawet 50% dobijając ostatecznie do niespełna 160 tysięcy sztuk. Walka o ustanowienie drugiego równorzędnego standardu na wówczas bodaj największym w Europie rynku mikrokomputerów była tym samym przegrana, ZX Spectrum, którego zamierzono podgryźć, szczycił się w tym czasie informacją o wyprodukowaniu milionowego egzemplarza.

Nadwyżkę 50 tysięcy Oriców, których nie udało się sprzedać na wyspach, przeznaczono na względnie dziewiczy rynek francuski. Tam Oric – 1 przyjął się niemal natychmiast, otrzymując tytuł „komputera roku”. Idąc za ciosem 1 lutego 1984r na rynek trafia ulepszona wersja Oric Atmos, wyposażona w lepszą klawiaturę i nowy ROM likwidujący część błędów. Nowa konstrukcja zyskała nad Sekwaną kolejnych 120 000 nabywców. Niemniej konkurencja nie czekała z założonymi rękami i z biegiem czasu sytuacja producenta stawała się krytyczna, kolejny model Oric Stratos wyposażony w 64KB nie mógł zapobiec nieuchronnemu końcowi. Ostatecznie do Tangerine wkracza syndyk i sprzedaje Orica (co nie jest niespodzianką) Francuzom, a konkretnie firmie Eureka. Wobec faktu, że w 1986 roku starzejąca się konstrukcja zaczęła oddawać pola na francuskim rynku konsumenckim na rzecz takich komputerów jak choćby Amstrad CPC, Eureka próbuje podbić segment telekomunikacyjny, sprzedając tam dotychczasowego Orica Stratosa, pod nazwą Oric Telestrat. Nie odnosi jednak znaczących sukcesów znajdując nabywców dla jedynie 6 tysięcy maszyn.

Na tym kończy się historia tej platformy, przynajmniej na „zgniłym zachodzie”. W ramach ciekawostki dodam jeszcze, że pomimo iż komputer ten był kompletnie nieznany w PRLu, to jednak zaistniał za „żelazną kurtyną”. Swój klon Orica pod nazwą Nova 64 produkowała Jugosławia, a najdłużej przetrwał w Bułgarii, gdzie pod marką Pravetz 8D był wytwarzany aż do 1991 roku.

Oric Atoms

Na Orica powstało w sumie około 500 gier. Musimy się przygotować na dosyć dużą liczbę gier francuskojęzycznych oraz na małą liczbę hitów znanych z innych platform. Przynajmniej tych wydanych oficjalnie, bo trzeba przyznać, że jest sporo klonów nawiązujących do klasycznych pozycji z wiodących 8-bitowców. Spośród tytułów, które mogą cokolwiek powiedzieć polskiemu retro graczowi znalazłem jedynie Hyper Olympics, Nibbler, Pac-Man, Zaxxon czy Zig Zag, choć i tutaj nie mam pewności czy w każdym przypadku mówimy o działalności wielkich graczy na rynku software’owym, czy też są to tylko „podróbki” o „pożyczonych tytułach” wyprodukowane przez domorosłych francuskich programistów.

Oricutron wśród emulatorów dostępnych dla AmigaOS 4, może się poszczycić się tym że nie jest portem a autorskim projektem znanego amigowca Petera Gordona i dla odmiany jego źródła są bazą dla portów na inne systemy. Mimo amigowego rodowodu GUI preferencyjne nadal kojarzy się z pecetem, tyle że w przeciwieństwie do poprzednika tym razem nie jest to Windows a MS-DOS, a ściślej znana nakładka w postaci Norton Commandera. Podobnie jak w przypadku emulatora SAMa, tutaj także nie potrzebujemy ściągać obrazu ROM, gdyż te są już zawarte w archiwum z emulatorem. Program potrafi emulować maszyny Oric – 1 (w wersji standardowej oraz 16K), Atoms (wybór domyślny) Telestrat i bułgarski Prevetz 8D. Nośnikiem danych może być obraz kasety (emulowanej również w wersji turbo) oraz jednego z kilku dostępnych typów stacji dysków.

Nie czekając długo wybrałem z menu opcję ładowania obrazu .tap, po czym niestety nastąpił „zonk” Okazuje się, że emulator nie ma czegoś takiego jak tryb autostart (przynajmniej jeśli chodzi o wirtualny magnetofon, bo na szczęście w przypadku dyskietek nie ma tego problemu). Oczywiście jako niegdysiejszy posiadacz małego Atari nie miałem pojęcia, jaką komendę należy wpisać i muszę powiedzieć, że zajęło mi dosyć długą chwilę, zanim wyszukałem przepis na magiczny rozkaz w sieci. Oszczędzając Wam trudu, podaję go poniżej:


cload””


gdy już wiedziałem co i jak, pojawił się następny problem, mianowicie wpisania z klawiatury znaku cudzysłowia. Jak się pewnie już domyślacie kombinacja z amigowej klawiatury nie działa. Na szczęście wyjścia są dwa, możemy spróbować zmapować poszczególne klawisze w menu emulatora, tudzież włączyć wirtualną klawiaturę. Wówczas pod głównym oknem emulatora, pojawia się drugie obrazujące klawiaturę Orica. Teraz już wybierając z wirtualnej klawiatury znak ” i przytrzymując jednocześnie klawisz shift na realnej klawiaturze Amigi, uzyskamy żądany symbol.

Emulator wraz z wirtualną klawiaturą

Na pierwszy ogień poszła gra Cyclotron, będąca klonem popularnego węża w oprawie jako żywo przypominającą ZX Spectrum. Podobne wrażenie zrobił na mnie klon Donkey Konga, Honey Kong, natomiast trzecia Zaxxon mi się nie uruchomiła. W zasadzie nie można mieć tutaj pretensji, gdyż autor wyraźnie zaznacza, że emulator jest cały czas w stadium „work in progress”. Z drugiej strony, dosyć wysoki numerek 1.2 oraz fakt, że stopień zaawansowania emulacji prawie wszystkich układów na płycie głównej określa na 99% do 100% (jedynie w przypadku VIA jest to 95%) pozwala mieć nadzieję, że ta problematyczna gra to raczej wyjątek. Faktycznie, wiele na to wskazuje, gdyż przetestowałem potem jeszcze kilka pozycji i wszystkie działały OK.

Ponieważ gry uruchamiane z kasety delikatnie rzecz ujmując nie porywały na kolana. Postanowiłem przetestować jeszcze dyskowy Pulsoids, klon Arkanoida wydany już w XXI, będący dosyć wysoko na listach wszech czasów, ale myślę, że i on nie zrobiłby szczególnego wrażenia na fanach konkurencyjnego Spectruma. Owszem muzyka odgrywana na planszy tytułowej jest lepsza niż w możliwości gołego Gumiaka bez rozszerzenia AY, no ale trudno sobie wyobrazić coś gorszego od wbudowanego brzęczka trumienki. Niemniej podczas rozgrywki ten atut nie jest już wykorzystywany i tak jak we wszystkich poprzednich grach, które uruchomiłem, nie towarzyszy nam żadna melodia, a jedynie proste efekty SFX.

Preferencje programu

Zdecydowanie lepsze wrażenie robią dema scenowe, których kilka również zostało dołączonych do emulatora. Niemniej popularny „Spektruś” też może się poszczycić ciekawymi demami. Summa summarum, nie dziwię się, że Oric pozostał platformą niszową. Jako Polacy możemy się chyba cieszyć, że w przeciwieństwie do Francji czy Bułgarii, zostaliśmy wybrani na miejsce pozbycia się nadwyżek magazynowych przez Atari Corporation, a nie przez Tangerine Computer Systems. Cokolwiek by nie mówić o pewnych brakach software’owych Atarynki względem C64 czy Spectrum to jednak w porównaniu do Orica małe Atari grało w innej lidze, zarówno pod względem zainteresowania wielkich firm software’owych, jak i możliwości sprzętowych. Jako że 99,99% Polaków nie łączy z Oricem żaden sentyment, Oricutrona trudno traktować inaczej niż ciekawostkę, choć z drugiej strony, jak pisał kiedyś magazyn Pixel można na tej platformie znaleźć interesujące ekskluzywne perełki wyprodukowane przez rodzącą się scenę gamingową we Francji.

AmiArcadia
Jeśli do tej pory czytając o mało atrakcyjnych platformach nie porzuciliście jeszcze tego artka, to teraz czeka Was wyjątkowo ciężka próba. Oto bowiem cofamy się do czasów jeszcze bardziej prehistorycznych i maszyn, z których wiele ma swój rodowód jeszcze w latach 70-tych. Przy czym pod względem atrakcyjności nie mogą się równać nawet z konsolą Atari 2600. Nawiasem mówiąc, jest cokolwiek dziwnym fakt, iż na platformę AmigaOS 4, powstało wiele emulatorów maszyn kompletnie niszowych, a nie ma ani jednego poświęconego, jakże popularnej konsoli, przy której powstaniu, nota bene swój spory wkład miał Jay Miner (na szczęście można uruchomić Stellę w wersji dla starszych systemów, w tym również tą wykorzystującą PPC via WarpOS).

Signetics 2650 to ośmiobitowy procesor zaprojektowany w 1975 roku. Stał się on podstawą dla budowy konsoli, a w zasadzie całej grupy konsol produkowanych w latach 1976 – 1985. W początkowych latach różnoracy producenci produkowali w oparciu o ten układ różnorakie „zabawki”, można by rzec od Sasa do Lasa. Przełom nastąpił w 1982 roku za sprawą konsoli wyprodukowanej przez Emerson Radio pod nazwą Arcadia 2001. Stała się ona zaczynem standardu, który zaistniał w znacznej część świata. W sumie wyprodukowano ponad 30 różnych klonów tej konsoli, w krajach takich jak Francja, Japonia, USA, Hiszpania, Izrael, Niemcy, Szwajcaria, Włochy, Holandia, Wielka Brytania, Australia, Finlandia i Kanada.

System Emerson Arcadia

Konsola była popędzana wspomnianym procesorem Signetics 2650 o taktowaniu 3.58MHz, wyposażona była w zaledwie 1KB pamięci RAM i układ graficzny pozwalający wyświetlać grafikę w trybach 128 × 208 / 128 × 104 z wykorzystaniem 8 kolorów. Za dźwięk odpowiadał brzęczek wraz z jednokanałowym generatorem szumów. Mimo tak ascetycznych możliwości powstało na te maszynki około 50 gier. Wśród nich znalazły się klony tak znanych pozycji, jak Pac-Man, BreakOut, Tanks czy Galaga. Klony te nie mogły być jednak sprzedawane pod oficjalnymi nazwami, gdyż prawa do nich miało Atari, które groziło procesami sądowymi. Dlatego też niektóre z gier, które były zbyt podobne do pierwowzorów sprzedawane były jedynie poza rynkiem amerykańskim. Brak oficjalnych hitów z automatów w ofercie, plus ogólnie mała liczba jakichkolwiek gier, to jedna z przyczyn krótkiego życia tej platformy. Drugą był fakt, że w 1982 roku Atari nie dysponował już jedynie weteranem w postaci V 2600, ale do boju rzucił też nowszy model konsoli znany jako Atari 5200. Do walki o serca klientów wkroczył też inny poważny gracz w postaci ColecoVision. Gdy dodatkowo w połowie 1983 roku na rynku zadebiutował, prezentujący zupełnie nową jakość NES, stało się jasne, że sprytny plan powtórzenia sukcesu IBMa z rynku komputerów, poprzez przeniesienie zwyczaju klonowania sprzętu na segment konsol, zakończył się komercyjną klapą.

Amiarcadia
To emulator rozwijany od wielu lat przez Jamesa Jacobsa, obok odsłony dla AmigaOS 4 istnieją też wersje dla systemu AmigaOS 3 i MorphOS. Program emuluje opisywany wyżej standard Emerson Arcadia, a także nieco starszy standard 1978 roku Interton VC 4000 i dodatkowo kilkanaście innych konstrukcji opartych o procesor Signetics 2650. W przypadku GUI poprzednich emulatorów pisałem o inspiracjach wziętych ze świata PC, tutaj mamy typowe okno WB z równie typowym zestawem amigowych ikon, które obok standardowych funkcji jak ładowanie ROMu, oferują m.in pauzowanie maszyny, wykonanie zrzutu ekranowego czy też nagranie rozgrywki do filmu, który potem może być odtwarzany z poziomu samej Amiarcadii. Centralną cześć okna zajmuje obraz emulowanej maszyny, natomiast po prawej stronie mamy podgląd na listę gier, z których część jest standardowo dołączana do emulatora. Na liście znajdziemy m.in. prosty klon Ponga, czy strzelaninę kosmiczną w ultra ascetycznej oprawie Malzak. Niewątpliwie jednak na pierwszy plan wysuwa się Galaxia, czyli klon klasycznej Galagi. Oprawa audiowizualna tej gry wydaje się być na lepszym poziomie, względem tego, co oferowało Atari 2600. Widać, zatem że opisywana platforma miała swój potencjał. Przynajmniej tak uważa autor, który z uporem godnym podziwu przez lata dopieszcza swój emulator (wydał już chyba kilkadziesiąt wersji Amiarcadii), a dodatkowo jeszcze czynnie powiększa skromną bazę oprogramowania Emmersona. Na sieci znalazłem klona gry Frogger oraz Tron, które wyszły spod ręki Jacoba. Obok klona Tetrisa, to bodaj jedyne gry, jakie zostały napisane na tę zapomnianą platformę w XXI wieku, cała reszta to klasyka z lat 1982 – 1983. Reasumując emulator ten można polecić głównie zagorzałym komputerowym archeologom.

Galaxia – najlepszy tytuł dołączany do emulatora AmiArcadia

Opisując system Arcadia 2001 płynnie przeszedłem od komputerów do konsol. W trzeciej i ostatniej części cyklu, która mam nadzieję ukaże się z początkiem 2020 roku, przedstawię już tylko emulatory egzotycznych maszyn, które zostały stworzone wyłącznie pod kątem elektronicznej rozrywki.

O Mufa