Zapomniana królowa maszyn – recenzja

 

Zwykło się mówić że lektura książki to dobre zajęcie na długie zimowe wieczory. W moim przypadku już od wielu lat jest odwrotnie. Niestety z bólem przyznaję że uzależnienie od internetu, amigowania itd. itp. powoduje że zimowe wieczory niemal zawsze spędzam przed ekranem komputera. Tak naprawdę jedynym czasem kiedy biorę do ręki papierową książkę jest okres urlopu. Wówczas wylegując się na plaży czy też odpoczywając na leżaku przy rozpalonym grillu niejako z konieczności jestem oddalony od nowoczesnych technologii co powoduje zdecydowanie większe chęci na klasyczne papierowe wydawnictwo.

Nie ukrywam więc że tytułowa „Królowa maszyn” musiała odczekać na mojej półce dobrych kilka tygodni, jednak gdy wziąłem ją wreszcie do ręki, „połknąłem” ją w zaledwie parę dni.

Pierwsze wrażenia
Te determinowane są w dużym stopniu przez kontakt z okładką i pobieżne przekartkowanie zawartości. Okładka bez dwóch zdań robi pozytywne wrażenie, twarda na dobrej jakości papierze. Tytułowa strona trochę abstrakcyjna, przywodząca na myśl czerwoną kroplę wpadającą do tafli wody. Na odwrocie ewidentnie bardziej amigowo – fragment kraciastego boinga oficjalnego logotypu Amigi od blisko dwóch dekad. Dodatkowo słowo od autora będące hołdem dla starych komputerów oraz niestety nieżyjących już dinozaurów informatycznego świata Jaya Minera i Jacka Tramiela. Środek prezentuje się już mniej okazale, książka zawiera wyłącznie czarno-białe ilustracje, z których istotną część stanowią skany ze starych czasopism, niestety nie wszystkie do końca czytelne. Warto jednak nadmienić że kilka dni temu autor udostępnił także elektroniczną, poprawioną wersję wydawnictwa.

Zapomniana królowa maszyn - okładka

Zapomniana królowa maszyn – okładka

Treść
Wszystkich którzy liczą na opowieść w 100% skoncentrowaną na Amidze muszę rozczarować. Pierwsza połowa książki dosyć luźno odwołuje się do „Przyjaciółki”, odniosłem wrażenie że słowo Amiga pojawia się tam kilkanaście, może dwadzieścia kilka razy. Główny nacisk w tej części autor kładzie na obecne realia panujące w świecie, korporacyjne układy, narzucanie użytkownikowi jedynie słusznych rozwiązań, kasowanie często innowacyjnych aczkolwiek niewygodnych projektów czy tylko pozorną możliwość wyboru.

Trudno z postawionymi tam tezami się nie zgodzić. Osobiście doświadczyłem obecnej polityki korporacyjnych gigantów świata elektroniki całkiem niedawno. Tak się złożyło że mój wysłużony 7-letni telefon. Który w 100% spełniał moje oczekiwania „wyzionął ducha”. Cechy które sobie ceniłem to klapka zapewniająca całkowite zabezpieczenie przed przypadkową aktywacją klawiszy, jednocześnie kompaktowy rozmiar pozwalający schować urządzenie nawet do małej kieszonki na zegarek w jeansach. Dodatkowym atutem były dwa ekrany, dzięki czemu wiedziałem kto do mnie dzwoni bez otwierania klapki.

Po padzie rzeczonej komórki ochoczo sięgnąłem do internetu w poszukiwaniu podobnego telefonu, najlepiej tego samego producenta. Okazuje się że znany koreański gigant nie oferuje już żadnego telefonu spełniającego podane kryteria. Co więcej po wnikliwych poszukiwaniach, doszedłem do wniosku że takich urządzeń nie produkuje już nikt (no może jeden czy dwa modele pochodzą od byłego producenta procesorów dla Amigi, choć i to nie jest pewne czy to nie resztki „archiwalnych wyprzedaży”). Ostatecznie załapałem się na popularnym portalu akcyjnym na teoretycznie „nowy” (a praktycznie przynajmniej 4-letni leżak magazynowy, z czasów kiedy Nokia była jeszcze Nokią a nie podmiotem zależnym od Microsoftu) telefon, który jednak nie był w pełni tym co chciałem oferując m.in. znacznie gorszy zewnętrzny wyświetlacz, pracujący jedynie w trybie znakowym.

„Klapkowców” z dwoma ekranami jeszcze 5 – 6 lat temu używało pewnie przynajmniej kilkadziesiąt milionów ludzi. Jakoś nie chce mi się wierzyć bym był jedynym z tej licznej grupy, który doceniał zalety tego ze wszech miar wygodnego rozwiązania. Piszę to jako facet, chociaż jak wiadomo komórki z klapką (chyba również za sprawą marketingowców) zyskały nie wiedzieć czemu miano telefonów dla kobiet. Absurdalność tej obiegowej opinii najlepiej widać teraz w czasie wakacji. Kobieta nawet udając się na plażę w bikini, nigdy nie zapomina o torebce a tam może zmieścić dowolną „cegłę”, czy też uwzględniając smukłość dzisiejszych rozwiązań „paletkę tenisową”. Facet podążający w szortach ma tutaj dużo bardziej utrudnione zadanie.

Czy jako klient miałem jakiś wybór? Czy miałem szansę dostać ofertę jaka mi odpowiadała? Niestety wybór jest tylko pozorny albo przerośnięty dotykowiec z Androidem albo budżetowy, jedno-ekranowy klawiszowiec o możliwościach sprzed 10-lat. Oczywiście nie mam nic przeciwko postępowi, w domu leżą trzy tablety które biorę do plecaka kiedy mam chęć się pobawić ale są sytuacje w których chciałbym mieć kompaktowe urządzenie zgodne z moimi oczekiwaniami, niestety korporacje jednomyślnie uznały że takie rozwiązanie ma pozostać na aucie.

Podobnych przykładów można znaleźć więcej. Zawsze np. zastanawiałem się w czym informatycznemu światu podpadł joystick. To jakże ergonomiczne i przyjazne graczom urządzenie, bywało co prawda czasami awaryjne, lecz w wielu grach wręcz bezkonkurencyjne. Tymczasem dziś gracze mogą wybierać w zasadzie jedynie spośród padów a najpopularniejszym manipulatorem do gier jest jakże nieergonomiczna i stworzona pierwotnie w zupełnie innym celu klawiatura komputerowa, a konkretnie rzecz biorąc jej cztery klawisze kursora. Większość dzisiejszych graczy PC nie potrafi wręcz grać na czymś innym i trudno nie odnieść wrażenia że niejako podświadomie zostali tutaj wychowani: przez czynniki wyższe, które swego czasu uznały że taki drążek nie pasuje do wizerunku profesjonalnego komputera.

Zapomniana królowa maszyn - fragment o Casablance

Zapomniana królowa maszyn – fragment o Casablance

Dajmy jednak spokój tym oderwanym od tematu dygresjom, podkreślę jednak że ta długa odskocznia pozornie oderwana od recenzji dobrze oddaje długie fragmenty książki, które w sposób bardzo luźny nawiązują do Amigi.

Druga część książki już dużo bardziej koncentruje się na „Przyjaciółce”. Niemniej dalej natkniemy się na dłuższe bądź krótsze fragmenty odnoszące się do innych komputerów czy systemów operacyjnych, czasami stosunkowo mało znanych, takich jak RiscOS. Im dalej w las tym takich fragmentów jest mniej i końcowe rozdziały to już w zasadzie „100% zawartości cukru w cukrze” (czyli pisania o Amidze.

Osobiście cieszy mnie fakt że Adam Zalepa nie starał się powielić dobrze znanej historii Amigi napisanej dla portalu Arts Technica, którą potem przetłumaczono na potrzeby pisma C&A Fan i którą można znaleźć także na znanym rodzimym portalu amigowym. Opowieści o odcisku łapy psa, genezie powstania „Guru Meditation” itd. znamy chyba wszyscy dobrze na pamięć, zwłaszcza że jeszcze przed erą internetu były publikowane na łamach „Amiprasy”. Tak więc okres dotyczący procesu narodzin Amigi, jak i moment słynnego premierowego pokazu w Nowym Jorku został przez autora przedstawiony dosyć szczątkowo i z mojego punktu widzenia to dobrze.

Adam skupił się zamiast tego na przypomnieniu specyficznych, rewolucyjnych cech systemu operacyjnego, które o lata wyprzedzały swoją epokę. Podkreślił dużą rolę Amigi w branży wideo. Nie zapomniał też o drobiazgowym wyszczególnieniu „bebechów” naszego ulubionego komputera.

Mamy więc opisane wszystkie główne układy specjalizowane, ale także te pomocnicze, o których zdecydowanie rzadziej się pisze. Niektóre z nich przypisane do konkretnego modelu Amigi (którego nie posiadałem) jak Bridgette czy Amber, to nazwy nowe i dla mnie. Pokazuje to że z książki mogą dowiedzieć się czegoś nowego dla siebie nawet tacy „starzy wyjadacze” jak ja, mający nieprzerwany ponad 20-letni kontakt z Amigą. Ciekawostek o których nie wszyscy mogą wiedzieć jest w książce znacznie więcej, gdyż autor opisuje także kości które ostatecznie nigdy nie trafiły do Amigi, jak np. chipset Ranger mający szansę być lepszą alternatywą dla ECS.

Opisy sprzętu nie kończą się rzecz jasna na samych układach specjalizowanych. W książce znajdziemy też większe bądź mniejsze fragmenty opisujące każdy z modeli Amigi począwszy od A1000 poprzez CDTV (tutaj położono chyba największy nacisk) a na Amidze One kończąc. Przy czym znowu podawana wiedza nie ogranicza się jedynie do maszyn produkowanych seryjnie, ale też możemy zaczerpnąć informacji na temat projektu Hombre, Walkera czy Amigi MCC.

Nie zabrakło też odniesień do szeregu przystawek, komponentów i urządzeń wewnętrznych. Na stronach „Zapomnianej królowej maszyn” przeczytamy więc także o Casablance, mikserze Arizona, kartach PPC czy slotach PCI, które (tu znowu ciekawostka) jak dowodzi autor mają zdecydowanie wcześniej datowaną historię zbliżenia z Amigą niż to się większości z nas wydaje.

Ostatnie strony to opis stanu dzisiejszego. Jest więc o AmigaOS 4 i Amidze One. Jest o podziałach, o braku akceptacji niewielkiej części środowiska dla nowych rozwiązań. Znalazły się nawet fragmenty przedstawiające tzw. „alternatywne systemy amigowe”. O sporach i drażliwych sprawach Adam tradycyjnie w swoim stylu pisze w sposób dyplomatyczny i wyważony, więc po lekturze opisywanej książki żadna ze stron czy frakcji nie powinna czuć się czymkolwiek urażona.

Zapomniana królowa maszyn - odwrót okładki

Zapomniana królowa maszyn – odwrót okładki

Podsumowanie
Pomimo że informacje zawarte w wydawnictwie ze stajni A2 są dla osób amigujących od lat w większości znane i tak uważam że jest to pozycja obowiązkowa dla każdego amigowca. Oczywiście jak każdy produkt nie jest to lektura idealna, która w 100% zadowoli wszystkich. Z pewnością niektórzy wytkną autorowi zbyt dużo miejsca na diagnozę (skądinąd moim zdaniem właściwą) obecnej sytuacji rynkowej i realiów jakie panują w świecie IT (i nie tylko). Inni mogą mieć pretensję że nie poświęcił choćby jednego rozdziału na opisanie roli Amigi w branży gier, która co by nie mówić miała istotny wpływ zarówno na ewolucję elektronicznej rozrywki jak i na popularyzowanie samej przyjaciółki (co prawda w książce znajdziemy jeden obrazek z gry Defender Of The Crown ale zamieszczony w kontekście pokazania przewagi graficznej Amigi nad pecetem, niż podkreślenia atrakcyjności maszyny dla „łamaczy joysticka”). Niemniej należy też podkreślić że w książce znajdziemy też sporo ciekawostek, które albo nie były szerzej opisywane albo pisano o nich na tyle rzadko że zostały wyparte z pamięci większości z nas. W związku z czym nawet starzy wyjadacze znajdą tutaj tematy które pozwolą im na poszerzenie lub przynajmniej odświeżenie zapomnianej już wiedzy.

Zapomniana królowa maszyn” jest bodaj pierwszą polskojęzyczną publikacją publicystyczną, która w sposób tak kompleksowy i bogaty opisuje rolę naszego komputera w świecie informatyki. Nawet jeśli odejmiemy obszerne fragmenty tekstu niezwiązane bezpośrednio z Amigą i tak nie sposób nie zauważyć że opisywany tytuł nie ma w oczach polskich fanów Amigi konkurencji. Przypomnę że ostatnie publicystyczne wydawnictwa, które wywoływały dreszczyk emocji wśród amigowców takie jak „Bajty Polskie” czy „Cyfrowe Marzenia” przedstawiały „Przyjaciółkę” tylko w kontekście gier i to raczej w sposób pobieżny poświęcając temu wspaniałemu komputerowi ledwie jeden rozdział. W przypadku recenzowanej książki nie ma najmniejszych wątpliwości jaka maszyna odrywa tutaj pierwszoplanową rolę i jak bardzo wszechstronnie została opisana. Słowem bogata skarbnica wiedzy, która powinna trafić na półkę każdego kto para się hobby zwanym amigowaniem, jak również być interesująca dla osób, których horyzonty nie ograniczają się jedynie do zainteresowań światem PC i Mac.

O Mufa