W poprzednich trzech odcinkach cyklu (1, 2, 3) skupiłem się na okresie od narodzin Amigi do upadku Commodore. Był to czas kiedy to popularna „Przyjaciółka” z roku na rok rosła w naszym kraju w coraz większą potęgę. Czwarty odcinek skróciłem do omówienia okresu zaledwie dwóch lat, gdyż obejmuje czasy dosyć burzliwe i nienadające się do jednoznacznej oceny, o ile bowiem pierwsza połowa 1995 roku to okres absolutnego szczytu popularności Amigi w Polsce, o tyle w końcówce roku 1996, było widać już wyraźne symptomy, że coś się kończy. Jeśli jednak weźmiemy wszystkie aspekty za i przeciw oraz wyciągniemy z nich jakąś średnią, wydaje się, że te dwa lata to był najlepszy czas „polskiej historii Amigi” i ani wcześniej, ani nigdy później już tak dobrze nie będzie.
Początek 1995 roku środowisko przyjęło w dosyć dobrych nastrojach. Amigowcy zdążyli już przetrawić informacje sprzed kilku miesięcy o bankructwie firmy matki, uznając, że jak dotąd niewiele to zmieniło i zapewne niewiele zmieni. Jarosław Chrostowski na łamach Amigowca pisał:
„Mało kto by przypuszczał, że podstawowym zagrożeniem dla istnienia Amigi będzie … sama firma Commodore. Przypadek Polski dowiódł, że pomimo całkowitego braku reklamy komputer ten obronił się na rynku sam. Miejmy nadzieję, że nieudolność i idąca za tym upadłość Commodore nie wpłyną na losy Amigi zbyt negatywnie. Ten komputer potrafi bronić się sam”.
Niestety życie pokazało, że negatywne symptomy związane z upadkiem Commodore, najszybciej i najdotkliwiej dotkną właśnie prasę. Cytowany fragment pochodzi z Amigowca numer 2/95, już dwa miesiące później miało się okazać, że to zdaniem wielu, najlepsze pod względem merytorycznym pismo amigowe w Polsce przechodzi do historii. W październiku tego samego roku redaktor naczelny konkurencyjnego pisma Commodore & Amiga napisał:
„Przez ostatnie kilka miesięcy poczytność C&A stopniowo spadała, aż w końcu zeszliśmy z finansami pod kreskę. Siłą rzeczy nie możemy więc kontynuować działalności i musimy podjąć decyzję o zamknięciu czasopisma.”
Trzeba jednak zaznaczyć, że życie nie znosi próżni i w miejsce upadłych czasopism pojawiło się zupełnie nowe Amiga Computer Studio, które miało się okazać najdłużej wydawanym „kioskowym” tytułem amigowym, istniejącym na ciężkim rynku niemal do końca 2001 roku. We wstępniaku do pierwszego numeru, autor zaczynał od słów „Amiga żyje” i faktycznie, jeśli by zostawić na boku prasę i obiektywnie ocenić pozostałe aspekty związane z amiświatkiem w Polsce, to trudno nie dojść do wniosku, że na wielu innych polach rok 1995 był czasem największego rozkwitu.
Rodzima młodzież kontynuowała ofensywę twórczą, która na dobre wybuchła rok wcześniej wraz z wprowadzeniem ustawy o prawach autorskich. O ile w 1994 roku zdołano wydać komercyjnie około 30 rodzimych gier, to w 1995 było ich już blisko 50, co jest absolutnym rekordem. Co ważne na uwagę zasługuje nie tylko ilość, ale też fakt, że produkcje stały się bardziej ambitne. O ile dotąd miażdżącą większość stanowiły gry logiczne czy konwersje planszówek, to teraz mieliśmy do czynienia praktycznie z pełnym spektrum gatunkowym. W świecie na dobre trwała „Doomomania”, nie ominęła ona amigowców na zachodzie, ale i nasi rodacy podjęli tutaj rękawice. Powstały więc polskie strzelanki 3D, takie jak Cytadela czy Ubek. Ten ostatni wykorzystywał do działania układy AGA. W tym momencie znowu warto odnotować jedną rzecz na plus, o ile w poprzedniej części pisałem, że A1200 praktycznie szerzej nad Wisłą nie zaistniała, o tyle w 1995 roku zaczęła się wyraźnie rozpychać, by wkrótce stać się najpopularniejszym modelem Amigi pozostającym w użyciu. W 1995 roku, obok Ubeka debiutują też inne gry wymagające „AGAty”, takie jak choćby bijatyki TaeKwonDo Master czy Prawo Krwi.
Niestety pomimo wielkich ambicji i wykorzystywania bardziej zaawansowanych technicznie Amig, nie zmieniło się jedno, jakość tych produkcji. W 1995 roku nadal nie istniały u nas profesjonalne studia tworzące gry. Te wciąż były opracowywane przez amatorów w domowym zaciszu, w związku z tym np. wspomniane bijatyki, pod względem poziomu wykonania czy grywalności, nijak miały się do wydanego w tym samym roku na zachodzie Mortal Kombat II.
Odrobinę lepiej było w 1996 roku, wówczas to zostaje wydana gra Teenagent, znakomicie zrobiona produkcja, która do dnia dzisiejszego pozostaje najlepszą rodzimą grą przygodową wydaną na Amigę (jednak tworzona była głównie z myślą o rynku PC). W tamtym czasie śmiało można było stawiać ją obok czołowych pozycji zachodnich. Gra miała dobrą grywalność i świetną oprawę, obok wersji ECS, powstała także ciesząca bogatą kolorystyką odsłona dla AGA, która w późniejszym okresie doczekała się także wydania CD z samplowanymi dialogami co na naszym przaśnym amirynku powodowało przysłowiowy opad szczęki. Inną pozycją, która na pewno wybijała się ponad rodzimą przeciętność był RPG z elementami strategii Legion. Niestety w 1996 roku liczba wydanych tytułów powróciła do poziomu z roku 1994, a więc około 30 premier. Kilkudziesięcioprocentowy spadek nowości rok do roku, pokazywał jasno, że coś już zaczyna się kończyć, choć uwzględniając spadki w latach kolejnych, wciąż jeszcze możemy mówić o złotej erze w zakresie liczby produkcji polskich gier dla Amigi.
Z pewnością to samo można powiedzieć o oprogramowaniu użytkowym, co prawda znaczną większość softu stanowiły programy edukacyjne o przeciętnej jakości, tworzone hurtowo przez samych uczniów, chcących zarobić na wakacje, to jednak obok nich pojawiło się w tym czasie przynajmniej kilkanaście bardziej ambitnych rodzynków. Nie zawsze udanych jak programy graficzne Nova Paint czy Akant, ale też i cenionych jak AmiTekst czy też Ami Lab, Ami Broker bądź Asystent Pro, które zajęły trzy pierwsze miejsca w plebiscycie zorganizowanym przez Magazyn Amiga na produkt roku 1996.
W tym czasie na znaczeniu mocno zaczęły nabierać rodzime firmy sprzętowe. Byliśmy sporym producentem różnego rodzaju genlocków, tunerów telewizyjnych czy przystawek, przekształcających konsolę CD32 w pełnoprawny komputer. To właśnie tego typu urządzenia opracowane przez Elsat czy TOMS opanowały podium w kategorii sprzęt, we wspomnianym plebiscycie. Warto jednak wspomnieć, że polskie firmy produkowały też bardziej ambitne rozszerzenia. Co prawda karta turbo Elbox 1230, zapewne przez fakt odniesienia do jakości Blizzardów, nie znalazła uznania wśród czytelników MA, lądując w głosowaniu daleko za podium. Niemniej należy zauważyć, że Elbox już wtedy konsekwentnie rósł w siłę, by za kilka lat, w momencie bankructwa Phase 5, na krótko stać się wręcz najważniejszą amifirmą, na której (niestety nigdy niezrealizowane) produkty takie jak Shark czy Dragon, z nadziejami będzie wyczekiwał cały amigowy świat.
Jak już wspomniałem w latach 1995 – 1996 coraz częściej w domach polskich amigowców zaczęła pojawiać się Amiga 1200. Nic dziwnego, wszak tylko taka (no i A4000) była wówczas produkowana. Co prawda cena między 1300 a 1500zł za nową Amigę z Escomu, to nie była kwota mała, niemniej z pewnością na kieszeń Polaka bardziej przystępna niż Commodorowskie Tysiąc dwusetki w 1992 czy 1993 roku. Najlepszym dowodem na wzmożone zainteresowanie ludzi tym komputerem był tekst „1200 pytań o Amigę 1200”, będący niejako formą zbiorczej odpowiedzi na rosnącą falę listów od osób pytających o ten sprzęt, na które redakcja Magazynu Amiga nie dawała już rady odpowiadać. Dominacja tego modelu miała trwać dobre 10 lat aż do drugiej połowy ubiegłej dekady, kiedy to na fali powrotu mody retro, amigowcy, którzy właśnie w połowie lat 90-tych porzucali „Przyjaciółkę” znowu wyciągnęli swoje A500 ze strychów i piwnic. Dla tych, którzy chcieli przy Amidze zostać wybór był jeden, lepsze możliwości graficzne, większa prędkość, nowocześniejszy system, a przede wszystkim łatwiejsza możliwość podłączenia twardego dysku i zyskującego wówczas na znaczeniu napędu CD-ROM, to wszystko przemawiało za Amigą 1200.
O ile rodzimi wydawcy gier na kości AGA, a zwłaszcza nośniki CD reagowali dosyć opornie, o tyle producenci poważniejszego oprogramowania znakomicie wyczuli zmieniający się rynek. Twardy dysk w Amidze sprawił, że ludzie nareszcie zaczęli na co dzień używać i doceniać zalety systemu operacyjnego. Niestety firma Commodore nigdy nie zadbała o zlokalizowanie systemu na nasz język, Na potrzeby te znakomicie zareagowała grupa WFHM, wydając nieoficjalne, acz bardzo udane polskie locale. Z kolei inni zareagowali na rosnącą popularność napędów optycznych, to w tym okresie debiutują składanki zawierające wyłącznie krajowe produkcje jak CDPL 1 czy Scena PL, a także nowe wzbogacone o dodatkowe treści programy użytkowe jak Super Memo 3.
W 1995 roku swoje apogeum przeżywała także Polska demoscena. Widać to dobrze na przykładzie imprezy Intel Outside II, mam tu na myśli nie tylko nieprzebrane tłumy ludzi kłębiące się przed warszawskim klubem Stodoła, które można zobaczyć na starych filmach zamieszczonych w serwisie YT, ale też liczbę wystawionych produkcji. Biorąc pod uwagę tylko pełnoprawne dema, intra 64KB oraz mniejsze interka wystawiono około 50 prac. A przecież nie była to jedyna tego typu impreza w Polsce, podobnych można by wymienić jeszcze kilka, np. party Primavera w Starachowicach, gdzie również polska scena amigowa pokazała swoją siłę wystawiając łącznie około 20 dem i intr.
Trochę inaczej wyglądało to już w 1996 roku, gdzie nastąpił spadek liczby produkcji, choć nie aż tak wyraźny, jak w przypadku gier. Intel Otside III było już imprezą mniejszą, co ciekawe bodaj po raz pierwszy z niszy wyszła scena PC co zaznaczyła zorganizowaniem typowo pecetowego Delirum Party. Niemniej na pozostałych imprezach, takich jak choćby Gravity produkcje amigowe nadal stanowiły większość. Przebijający się do magów amigowych takich Bigoz użytkownicy „znienawidzonej platformy” nie kwestionowali hegemonii Amigi pisząc wprost, że scena PC w Polsce jest jeszcze na etapie raczkującym i choć może pochwalić się pewnymi sukcesami, takimi jak bodaj największa na świecie liczba zinów, to jednak ta liczba jest kompletnie nieporównywalna z liczbą zinów amigowych. Dużo bardziej krytyczny obraz sytuacji rysował się w umysłach samych przedstawicieli amisceny. Pierwsza połowa 1996 roku to z pewnością już nie czas, kiedy jedynym uznawanym hasłem nie było „Amiga Rulez” i co raz mniej wypadało wykrzykiwać „PC suxxx„. Bodaj pierwszym człowiekiem, który odważył się publicznie i dobitnie napisać o tym, że król zaczyna być nagi, był Lifter, który na łamach magazynu Fat Agnus 19 pisał:
„Co tu dużo mówić – scena amigowska ma najlepsze lata raczej za sobą. Większość ambitniejszych i zdolniejszych twórców albo już całkiem przesiadło się na PC (szczególnie na zachodzie) albo też stało się „obojnakami”, tzn. tworzy i na PC i na Amigę. Ale nie ma się co łudzić – amigowska twórczość głównie to sprawa sentymentu.
Spójrzmy na polską scenę: ot, taki Musashi – i owszem, wystawił w zeszłym roku demo na Amigę, ale podobno jest to już jego ostatnia amigowska produkcja. Muzycy – skuszeni znacznie lepszymi dźwiękowymi możliwościami PC-tów – dołączają do grup pc-towskich, tworząc na Amidze albo poniekąd z rozpędu, albo wyłącznie z sentymentu. Osobiście uważam, że np. XTD czy Scorpik są już raczej muzykami pc-towskimi tworzącymi także na Amidze, niż muzykami amigowskimi tworzącymi na PC. A jeśli jeszcze nie są, to wkrótce będą. Smutne ale prawdziwe.
Brakuje nam świeżej krwi – czy możecie wymienić jakie to osoby ze szczytów obecnych chartsów weszły na scenę w ciągu ostatniego roku – dwóch? Nie będzie ich dużo.”
Trafnie diagnozował też sytuację samej Amigi.
„Amiga jest obecnie skazana na pożarcie, ponieważ nie ma już czym przykuć uwagi potencjalnego nabywcy, mającego wybrać pomiędzy Amigą a polecanym przez fachowców, sprzedawców, dziennikarzy i nauczycieli „prawdziwym komputerem a nie zabawką” czyli PC…. Cóż, czy posiadacz kości AGA może czymś zaimponować posiadaczom SVGA, gdzie rozdzielczość rzędu 800×600 jest czymś w miarę zwyczajnym? Raczej nie. Choć tu jeszcze może być konkurencyjna z PC. Czy 4 kanały 8-bitowego dźwięku, co zabijało ludzi w 86 roku, mogą zwyciężyć w konfrontacji z 32-kanałowymi 16-bitowymi kartami muzycznymi, mającymi nieraz więcej pamięci RAM niż standardowa A1200? Oj bo się popłaczę (snifff). Ile to lat obiecują nam te 8 kanałów i 16 bitów? Chyba z 6…
Czy Motorole 68000, 68020, czy choćby 68030, wsparte nawet kilkoma specjalizowanymi układami, mogą przebić mocą obliczeniową te rozmaite 486DX-100, Pentium, Pentium Pro itp? Hmmm…”
Trzeba też przyznać, że z dosyć dużą dokładnością przewidział przyszłość najbliższych lat:
„Jedyną rzeczą, której nie musimy się do dziś wstydzić (a nawet wprost przeciwnie!) jest bardzo przyjazny sposób obsługi Amigi, bijący na głowę PC. Ale – do czasu, do czasu. Nabijaliśmy się potwornie z ich paskudnego DOSa, potem (też mocno) z Windows, teraz kpimy sobie półgębkiem z Windows’95, który wygląda i działa już całkiem całkiem… I być może za rok czy dwa pojawi się w końcu system operacyjny dla PC równie dobry, czy nawet lepszy jak amigowski. Co wówczas powiemy – że jest już w końcu prawie gotowa oficjalna polska wersja Workbencha, albo że niedługo powinien pojawić się Kickstart 3.2…? No ale dobra, tu jesteśmy nadal na plusie. Tyle tylko, że niewielu ludzi nabywając komputer zwraca na to uwagę. Większość początkujących użytkowników ma inne kryteria: jaka grafika? a dźwięk? a gier dużo? A programy do nauki i pracy są? I cóż wtedy może zrobić osobnik, który chciałby promować Amigę? Może tylko ciężko westchnąć… Cóż jedyną szansą dla Amigi byłby sprzęt o możliwościach A4000 podrasowanej kartą Cyberstorm ale za cenę rzędu 20-30 mln zł. Czy można na coś takiego liczyć? Tak tak, podobno mają być karty PowerPC i inne jakieś cuda – niewidy. Może i będą – ale KIEDY i ZA ILE? Ileż można żyć samą nadzieją i oczekiwaniem na nowoczesny i dobry sprzęt, na miarę bliskiego roku 2000? Boję się, że prędzej doczekamy się Seventium 300 Mhz i systemu Windows’98…”
Oczywiście w tamtym czasie były to jeszcze publikacje odosobnione, które u zaangażowanych fanów wywoływały raczej negatywne reakcje. Lifter miał zresztą tego pełną świadomość, kończąc swój tekst zdaniem:
„Nie jestem idiotą, palantem, agentem KGB, Mossadu ani masonem, itp. W ewentualnej polemice możecie je więc pominąć.”
Generalnie wciąż jeszcze panowała zupełnie odmienna narracja. Można to zauważyć na przykładzie wstępniaka do Magazynu Amiga „Światło w tunelu” Marka Pampucha napisanego na potrzeby numeru 12/96, gdzie nie zostawił suchej nitki na osobach piszących o zaletach coraz bardziej atrakcyjnej, konkurencyjnej platformy:
„Nie wybaczę tylko jednego pisania na temat peceta w miejscach w których amigowcy stanowią większość. Skoro bowiem ci pecetowi neofici wolą puPCie, to ich sprawa, ale niech nie podjudzają swoimi wypowiedziami tych, którzy nerwowo oczekują na moment, w którym nasz ekspers ruszy”
W daldszej części wstępniaka, przekazuje niepotwierdzone informacje:
„A nawet jak AmigaPPC nie wypali, to źle nie będzie. Zarówno Chińczycy (A500), jak i Tajwańczycy (North Star czyli klon A1200) zaczęli już wyręczać panów z Escomu. Podobno Azjaci myślą też o konstrukcji nowego modelu zgodnego z Amigą. Nie muszę dodawać, że azjatyckie klony Amigi są wyjątkowo tanie…”
Podobna, może mniej ostra w słowach narracja pojawiała się w ACS czy niektórych magach scenowych i większości te słowa padały na podatny grunt. Przeciętni użytkownicy Amigi, wciąż byli bardzo młodzi i pełni nadziei, że nowi właściciele marki nie zaprzepaszczą szansy Amigi, tak jak uczynił to Commodore. Niestety w kolejnych odcinkach przyjdzie mi pisać jak bardzo te nadzieje zostały podeptane.
Niemniej w tamtym momencie wciąż te oczekiwania miały solidne podłoże. Jak wspomniałem na wstępie opisywany okres, mimo pierwszych negatywnych symptomów i pierwszej fali odejść, biorąc pod uwagę produktywność społeczności, boom na upgrade sprzętu i kilka innych aspektów składających się na całość, oceniam za całkiem dobry dla „Przyjaciółki” w naszym kraju. Ten czas za chwilę miał się jednak skończyć. Według ankiety Secret Service z 1996 roku Amiga była podstawowym komputerem dla 26% czytelników i choć straciła pozycję lidera na rzecz PC, to nadal trudno było tutaj mówić o niszy. Jednak szybko miało się to zmienić, o przejściu do tego etapu napiszę już w następnej części cyklu, w którym przedstawię końcówkę dekady lat 90-tych.
Świetny art ! Dziękuję i liczę na kolejne
Bardzo dobry artykuł. Dzięki Mufa. Szkoda że Borg i jego klakierzy nie sięgnęli do piśmiennictwa tylko nadawali co im się wydawało, że wiedzą albo im się wydaje że wiedzą. Mogłeś napisać o Intelu III że to było chyba pierwsze party gdzie compo maszyna miała procesor 060 co rok potem stało się standardem (słynny protest Amigowców na The Party97 aby zrezygnować z procesora 030 na rzecz 040 lub 060 o tym szerzej było w pierwszym lub drugim numerze Bereta).
Dzięki. Od dawna czekałem na ten artykuł. Bardzo dobry.
Super 🙂
Czekałem, czekałem i jest 🙂
Czekam dalej 😉
Pozdrawiam.
Ciągle żyję.
Nadal tęsknię za Amigą.
Lifer/True Genius.
„Nie formatuj tego dysku, tam sa wszystkie artykuly!”. Lifter mdleje…
Czy tak faktycznie bylo? 🙂
Już nie pamiętam, ale raczej to bajka 🙂
Arty mialem zbackupowane na kilku dyskietkach zawsze.
Czekam na dalszy ciąg…
Dobra robota
Na zdjęciu „Autorzy gry Cytadela” – nie ma autora gry Cytadela, czyli Pawła Matusza (Kane). Nie ma też grafika Artura czy muzyka Piotra (XTD)…
No cóż o ile mnie pamięć nie myli, zdjęcie pochodzi z wywiadu prasowego z autorami gry Cytadela. No ale zapytam jeszcze Artura czy rozpoznaje twarze z fotki, czy też jedna z Amigazet zamieściła „fejka”.
Ok, dostałem wyjaśnienia od Artura. Co prawda pierwotny podpis pod zdjęciem w żadnym razie nie sugerował iż jest to pełny skład autorów Cytadeli. Był w zasadzie postawieniem pewnej tezy na temat młodego wieku ówczesnych twórców polskiej branży gier. No ale ok, zmodyfikowałem odrobinę ten podpis pod zdjęciem by nie budził już żadnych wątpliwości.
Dziękuję za korektę – Artura nie poznałem 🙂 – minęło z 25 lat od tamtego momentu… Z koderem Kane razem studiowałem na PG, natomiast Artur zdaje się poszedł na architekturę. U XTD w domu pamiętam stosy chusteczek za łóżkiem i jego wieczny katar…