H-Craft Championship – recenzja

Końcówka lat 90-tych to czas, kiedy pojawiła się nowa nadzieja dla Amigi, tą nadzieją były akceleratory PPC. Wśród społeczności amigowej rodziły się oczekiwania na ponowną rywalizację z pecetami i powrót do I ligi na polu gier. Niestety rzeczywistość okazała się brutalna, premiera Cyberstormów PPC we wrześniu 1997r a kilka miesięcy później również Blizzardów PPC dla dużo popularniejszej Amigi 1200, nie zmieniła znacząco sytuacji amigowych graczy. Owszem na płycie z oprogramowaniem dołączonej do Blizzarda można było znaleźć Dooma, gdzieś tam pokątnymi metodami wyszukać piracki port Quake (bo ten oficjalny od Click Boomu nadal był tylko w wersji dla 68k), jak również kilka innych pozycji, które trafiły na Amigę tylko dlatego, że uwolniono ich źródła. Nie było jednak przełomu, w postaci dużego komercyjnego tytułu, wykorzystującego możliwości nowego sprzętu. Ten przełom nastąpił dopiero w listopadzie 1999 roku, za sprawą znakomitego Wipeout 2097. Dzieło stworzone przez kultową stajnię Psygnosis pozostaje niedoścignionym wzorem do dziś. Otrzymaliśmy bodaj najlepszą część z całej serii, która od pierwszych minut porywała swą dynamiką i grywalnością, wszystko to w znakomitej jak na tamte czasy oprawie, która prezentowała się na Amidze lepiej niż oryginał z Playstation. Jednak nawet najlepsza gra musi się kiedyś znudzić i przydałyby się kolejne podobne tytuły. Niestety okazało się że fani Power Amigi, na następne dobre futurystyczne wyścigi musieli czekać długie 20 lat.

H-Craft – plansza tytułowa.

W końcu jednak się doczekaliśmy za sprawą H-Craft Championship. Podobnie jak w przypadku Wipeouta mamy do czynienia z komercyjnym tytułem, choć gra nie jest aż tak świeża, jakim dwie dekady temu był hicior Psygnosisu, gdyż produkt stworzony przez studio Irrgheist został wydany przez Manifesto Games w 2007 roku. Po kilku latach komercyjnej sprzedaży, w 2014 roku tytuł został udostępniony na zasadach freeware, a w lutym 2015 roku podjęto decyzję o uwolnieniu źródeł gry. To już (plus zaawansowane sterowniki graficzne dla AmigaOS) otworzyło furtkę dla przeniesienia H-Crafta na Przyjaciółkę”. Za amigowy port odpowiada znany rosyjski amigowiec Roman Kas1E Kargin a gra, jak większość ostatnich produkcji Romana, wymaga do działania środowiska Warp3D Nova. Przyda też się karta graficzna z minimum 512MB pamięci na pokładzie co spełnia praktycznie dowolny Radeon z serii HD 7xxx, R7&R9xxx czy Polaris. Wymagania systemowe uzupełniają 250MB pamięci RAM i 250MB wolnego miejsca na twardym dysku. Autor nie podaje w dokumentacji, specyfikacji, dotyczących procesora, jednak pierwowzór z Windows wymagał CPU klasy Pentium III, można więc przyjąć, że każda Amiga wyposażona w złącza PCI-E spokojnie spełnia ten warunek. Oczywiście jak zawsze im szybciej, tym lepiej, optimum to AmigaOne X5000, na której gra w rozdzielczości FullHD na maksymalnych detalach działa z prędkością 60fps.

Po instalacji programu czeka nas blisko 30 tras do pokonania w kilku trybach. Jednym z nich jest Arcade, w którym możemy wybrać dowolną trasę i zdefiniować ilość okrążeń oraz poziom komputerowych przeciwników. Kolejnym trybem jest Rivals, gdzie możemy ścigać się z innymi (max 4) graczami. Jest też Timeattack, którego znaczenia chyba nie muszę tłumaczyć, zdecydowanie najciekawszym trybem jest jednak Championship, który pozwala nam na udział w mistrzostwach. Do pokonania będzie wszystkie 28 tras, a na każdej po trzy zawody, co w sumie daje całkiem sporo ścigania. W każdym z wyścigów, w zależności od osiągnięć otrzymujemy punkty. Punkty musimy gromadzić po to, by odblokować kolejne trasy, do których początkowo nie mamy dostępu. Na początku nie mamy też dostępu do lepszych bolidów, które także będziemy odblokowywać w miarę postępów w grze.

Wybór tras w trybie Championship

Sama rozgrywka jest dosyć dynamiczna, bolidy poruszają się szybko, po zawieszonych gdzieś w przestrzeni kosmicznej torach, niepozbawionych ostrych zakrętów, z których łatwo wypaść. To do czego można się przyczepić to mała różnorodność tras. Z jednej strony jest ich aż 28, z drugiej wszystkie osadzone są w bardzo podobnej scenerii, co powoduje uczucie zdecydowanie mniejszego zróżnicowania niż w przypadku WipeOuta 2097, który przecież faktycznie tras posiadał mniej. Oczywiście H-Craft wyszedł pod szyldem mniejszej stajni, jako produkt niszowy, więc nie ma co liczyć na oprawę muzyczną przygotowaną przez Prodigy czy Chemical Brothers. Muzyka rzecz jasna w grze występuje i jest dopasowana do klimatu rozgrywki, jednak raczej nie będziemy w jej rytm tupać nogą. Grafika również nie powala na kolana, nawet jak na rok 2007, obiekty 3D są wykonane starannie i trzymają pewien średni poziom, jednak trudno mówić o jakichś fajerwerkach.

H-Craft – pofałdowane zakręty do pokonania to nie lada wyzwanie.

Sterowanie jest bardzo intuicyjne, jeśli jednak ktoś ma kłopoty, może zajrzeć do profesjonalnie przygotowanej instrukcji w postaci pliku PDF. Klawiszy do opanowania nie ma dużo, gdyż gra jest czystą symulacją ścigania, gdzie możemy liczyć tylko na własne umiejętności, nie uświadczymy więc żadnych bonusów typu turbo doładowania, rakiety niszczące przeciwników itp. Niemniej sama fizyka gry pozwala na nieuczciwe zagrywki w postaci możliwości wypchnięcia przeciwnika w przepaść poza trasę. Wbrew niektórym komentarzom pojawiającym się na jednym z polskich serwisów, nie jest tak, iż statki są przyklejone do trasy i nie można wypaść na zakrętach. Nic bardziej mylnego, w czasie jazdy w zasadzie cały czas trzeba zachowywać pełną koncentrację, gdyż najmniejszy błąd daje niemal gwarancję, że wylecimy poza tor.

Jeśli mam być szczery, to wydaje mi się, że w H-Craft można zostać wyautowanym równie łatwo, jak w Wipeout 2097, zwłaszcza że jak podkreślałem nie możemy tutaj liczyć na bonusy typu autopilot. Oczywiście lot poduszkowca nie jest aż tak falujący, jak w produkcji Psygnosis, niemniej na każdym zakręcie widać przechył pojazdów, widać podskoki na pofałdowanym terenie czasami zresztą zmuszeni jesteśmy do skoków nad przepaściami, co byłoby trudne w przypadku pojazdów przyklejonych do podłoża niczym czołg.

H-Craft – na linii startu.

Oczywiście zawsze chciałoby się więcej elementów urealniających nieco doznania z jazdy i poza ognistym warkoczem wydobywającym się spod silników otrzymać dodatkowe bonusy jak choćby jakieś iskry czy odgłosy otarć po kontakcie z bandami itp. Natomiast jeszcze raz podkreślę, iż H-Craft Championship nie jest produktem, który był tworzony z myślą objęcia roli jednego z motorów, mających napędzać sprzedaż nowej superkonsoli, a małym niezależnym tytułem, tworzonym przez zespół o ograniczonych środkach. Na platformie Windows, gdzie konkurencja tego typu wyścigów jest duża, został przyjęty jako typowy średniak, który otrzymał oceny na poziomie 50% – 70%, jednak już na Linuksie gdzie tytułów przeznaczonych dla wirtualnych kierowców jest dużo mniej, gra trafiła na listę 42 najlepszych komercyjnych produkcji wszech czasów. Ponieważ w kwestii bogactwa oprogramowania rozrywkowego AmigaOS 4 dużo bliżej do Linuksa niż do Windowsa, uważam, iż należy się cieszyć, że powstał port tak przyzwoitych wyścigów, a złośliwcom, których na amigowych forach nigdy nie brakowało, polecić by zamiast na siłę wyciągali jakieś minusy, sami udowodnili, iż w małym zespole bez dużych pieniędzy da się zrobić lepsze wyścigi. Jeśli taką grę napiszą, chętnie kupię i zrecenzuję, jeśli produkt będzie pozbawiony jakichkolwiek mankamentów z pewnością pochwalę.

Oficjalny obrazek promujący grę w wersji dla Androida.

Podsumowanie
Oceniając z perspektywy amigowca i z perspektywy dotychczas dostępnego oprogramowania na platformę AmigaOS 4, werdykt może być tylko jeden, kawał całkiem dobrze zrobionych wyścigów. Gdyby nie fakt, iż pojawiła się nowa wersja SuperTux Kart, mógłbym nawet zaryzykować twierdzenie, że jest to najlepsza ścigałka dla AmigaOS 4. W tym momencie zrobić tego nie mogę, o czym przekonacie się czytając kolejną recenzję. Niemniej fanom tego typu gier i tak H-Crafta polecam.

O Mufa