Historia amigowej prasy komputerowej w Polsce

Polska prasa komputerowa jest tak stara jak komputery Amiga, obie te rzeczy zadebiutowały na rynku w 1985r. Oczywiście w latach 80-tych nie było mowy o wyspecjalizowanej gazecie poświęconej naszemu komputerowi. Niewielki rodzimy rynek był zdominowany przez komputery marki Atari, z pewnym udziałem ZX Spectrum, niewielką domieszką Commodore i śladowymi ilościami Amstrada. Wszystkie maszyny firm o których wspomniałem były rzecz jasna 8-bitowe inne komputery w tym Amiga, stanowiły jakieś nieistotne promile. Jeszcze w lutym 1989r w numerze specjalnym dla początkujących Bajtka, autor tekstu prezentującego najpopularniejsze komputery pisał o Amidze przewrotnie „Na naszej liście znalazła się powodu dużej popularności wśród polskich użytkowników (choć popularność ta polega zwykle na tym, że… chciałoby się ją mieć)”. W okresie PRLu Amiga, w przeciwieństwie do ST (który np. w miesięczniku Komputer dorobił się swego stałego działu „STragan”) w zasadzie była niezauważana przez periodyki. Najpopularniejszy i najstarszy magazyn na rynku Bajtek, pełną recenzję „przyjaciółki” zamieścił dopiero w numerze 11/89 za sprawą tekstu „Dostałem Amigę” autorstwa Marcina Bójko. Celujący w bardziej zaawansowanego odbiorcę i z natury bardziej otwarty na 16-bitowce Komputer uczynił to dopiero w kwietniu 1990r za sprawą Dominika Stojewskiego. Strony z artykułem były opatrzone notką „Przebój roku?”. Faktycznie redakcja Komputera już wtedy mogła takie pytanie śmiało zadawać, tym bardziej że w tym samym numerze zamieszczono relację z plebiscytu na najlepsze produkty roku 1989 niemieckiego miesięcznika Chip. Tym razem to już nie Atari ST, a właśnie Amiga została uznana najlepszym komputerem domowym. W przeżywającej zmiany ustrojowe Polsce, społeczeństwo bardzo szybko starało się osiągnąć zachodni status, szczególnie w zakresie elektroniki użytkowej. Ludzie nie tylko zamieniali wysłużone radzieckie „Rubiny” na japoński sprzęt tv – video, ale też i masowo się „komputeryzowali”. W każdym handlującym elektroniką sklepie za rogiem można było kupić komputer domowy, były to w zdecydowanej większości maszynki firmy Commodore (C64, bądź Amiga). Atari dosyć szybko stracił pozycję lidera na rzecz produktów z pod znaku C=, których zrobiło się już na tyle dużo że można było myśleć o czasopismach ukierunkowanych wyłącznie na tę markę.

Dawno temu w Bydgoszczy
W listopadzie 1990r zadebiutował magazyn „64 Plus4 & Amiga”, wydawnictwa Abuk Z Bydgoszczy. Redaktorem naczelnym był Waldemar Szczygieł. We wstępniaku do pierwszego numeru czytamy ” Prezentujemy Wam pierwszy numer nowego miesięcznika przeznaczonego dla użytkowników i miłośników komputerów C-116, 16, +4, 64 i Amiga.
Świadomie zawęziliśmy treść naszego pisma tylko do kręgu komputerów Commodore. Kupując nasz miesięcznik nie będziesz musiał Czytelniku płacić za strony poświęcone ZX Spectrum czy Atari, zadowalając się tylko małym kącikiem poświęconym Twojej maszynie! Każdy numer poświęcony będzie tylko Twojemu komputerowi!”
Oczywiście z perspektywy amigowca było to lekkie nadużycie. W omawianym numerze Amidze były poświęcone jedynie 2.5 strony z 24 na które składało się pismo. Z upływem czasu znaczenie Amigi jednak rosło i tak np. w numerze 7-8 92, były zaledwie 2 strony poświęcone C16, reszta z zawierającego już wowczas 44 strony czasopisma, była sprawiedliwie podzielona na pół pomiędzy C64 i Amigę. Tematyka „64 Plus4 & Amiga”, była różnorodna, od rzeczy bardzo poważnych po gry, jednak wzorem Bajtka, największy nacisk był położony na sprawy związane z nauką programowania. Szata graficzna nie była atrakcyjna, w zasadzie czytelnik nie miał okazji oglądania zdjęć, a jedynie rysunki. Strony poza okładką nie były w kolorze, a przynajmniej nie w powszechnie rozumianym znaczeniu tego słowa. Na każdej stronie poza czarnym tekstem był jakiś akcent, pomarańczowy, czerwony, niebieski czy zielony, ale zawsze był to tylko jeden dodatkowy kolor. Wszystko to złożyło się na dość umiarkowaną popularność tego tytułu. Udało się wydać 23 numery, ostatnim z nich był numer 11-12/92.

„64 Plus4 & Amiga” mimo że był chyba pierwszym pismem które zniknęło z kiosków, bynajmniej nie był pierwszym amigowym periodykiem który się w nich pojawił. Dwa miesiące wcześniej wydawnictwo Alfin (znane również z pisma dla graczy „Świat Gier Komputerowych” wystartowało z magazynem „Amigowiec„. Było to od samego początku tytuł poświęcony wyłącznie Amidze, co we wrześniu 1990r musiało być odważnym posunięciem. Nie mniej odważnym ruchem był brak recenzji gier. Mimo tych ryzykownych kroków, Amigowiec stał się gazetą o wiele bardziej popularną i żywotną od swojego konkurenta z za miedzy. Złożył się na to wysoki poziom tekstów (w moim prywatnym rankingu to najlepsze czasopismo poświęcone Amidze), który utrzymywał się przez cały czas, pomimo licznych zmian w redakcji. Tematyka pisma w dość znacznej części koncentrowała się na warsztatach i recenzjach dostępnego oprogramowania. Szata graficzna początkowo była utrzymana w tonacji monochromatycznej (choć w przeciwieństwie do opisywanego wcześniej konkurenta nie stroniono od zdjęć), jednak w środku znajdowały się wstawki w postaci pojedynczych kolorowych stron na lepszym papierze. Z biegiem czasu koloru przybywało. Od grudnia 1994r, czasopismo zmieniło layout i papier stając się od tego momentu w 100% kolorowe, efekt był więcej niż dobry, w tamtym okresie czyniło go to w mojej ocenie liderem na rynku amigowym w kwestii jakości wydania. Amigowiec mógł się pochwalić wieloma ekskluzywnymi artykułami opisującymi rzeczy, których próżno szukać by u konkurencji. Jednym z ciekawszych tego typu tekstów był opis niedoszłych układów specjalizowanych AAA (5/94), żaden podobny artykuł, traktujący o tym jakże intrygującym amigowców temacie (wedle mojej wiedzy) nigdzie indziej nie ukazał się w druku. Niestety w rok po bankructwie Commodore, wydawnictwo Alfin uznało że dalsze wydawanie „Amigowca” jest nierentowne. We wstępniaku do numeru 4/95 ówczesny redaktor naczelny Tomasz Kokoszczyński przekazał wiadomość, która co smutne nie okazała się być żartem primaaprillisowym „Szkoda, że musimy się rozstać. Żegnajcie”.

Największy atut Amigi – nie w prasie
Przenosimy się do stolicy i zmieniamy temat. „Amiger” to próba wykorzystania tematu zastosowania Amigi do tego do czego w oczach wielu ta maszynka była stworzona, czyli elektronicznej rozrywki. Nie ma co ukrywać że znakomita większość nabywców komputerów, kupowała sprzęt wyłącznie w tym celu. Często zdarzały się sytuację że jako nośnik pod kolejne tytuły formatowane były nawet oryginalne systemowe dyskietki, a jedynym programem użytkowym był X-Copy. Nic zatem dziwnego że bardzo szybko bo już na początku 1991r powstało pismo poświęcone wyłącznie grom na Amigę. Niestety w porównaniu do atrakcyjnych, bajecznie kolorowych zachodnich pism takich jak np. Amiga Action, czy niemiecki Joker, projekt wydawnictwa Reckon przypominał prowizorkę. Bardzo skromna, utrzymana w odcieniach szarości szata graficzna, która może się jeszcze bronić w pismach poważniejszych, w przypadku gazety poświęconej grom komputerowym (gdzie przecież tak istotną rolę odgrywają obrazki), jest nie do przyjęcia. Być może liczono że czytelników przyciągnie kolorowa okładka, na której do Amgi przytulała się młoda dziewczyna. Niestety mało kto w ogóle miał okazję tę okładkę zobaczyć, gdyż kulała dystrybucja, Amiger był dostępny tylko w wybranych punktach. Pomimo prób poprawy sytuacji (zmiana redakcji, oraz zmiana tytułu na „AmigerPro”) czasopismo nie miało szans w starciu z „Top Secret„. Łatwo dostępnym, konkurencyjnym ogólnokomputerowym czasopismem o grach, które też przecież lwią część zawartości poświęcało Amidze. „Amiger” zakończył działalność po kilku numerach, nie zdołając przetrwać nawet roku.

Sceniarze wchodzą do gry
Rok 1992 to czas kiedy Amiga bezdyskusyjnie stała się w Polsce komputerem naprawdę masowym. Widać to było również na rynku prasowym, gdzie oprócz wciąż działających czasopism opisanych powyżej, zadebiutowały aż trzy nowe. Pierwszym, najmniej znanym był „Kebab„, którego redaktorem naczelnym był Patrycjusz Łogiewa. Była to papierowa kontynuacja wydawanego wcześniej magazynu dyskowego, za którym stała szczecińska grupa Quartet. Wbrew pozorom czasopismo nie koncentrowało się jednak na tematach demo sceny. Na pięć numerów Kebaba, które znajdują się w mojej kolekcji, jedynie w dwóch znalazłem więcej niż jeden krótki artykuł na ten temat. Dominowała publicystyka i dość dużo opisów gier, choć oczywiście poważniejsze tematy takie jak np. programowanie w assemblerze też znajdowały swoje miejsce. W przeciwieństwie do innych pism traktujących wspólnie o C64 i Amidze, ciekawostką był fakt że nie było wyraźnie wydzielonej części amigowej i części dla ośmiobitowców, artykuły dla obu platform przeplatały się nawzajem. Pismo mogło konkurować layoutem z powstałym dwa lata wcześniej „64 Plus4 & Amiga”, ale jak na rok 1992 czerń i biel, to było trochę mało, tym bardziej że wkrótce miało zyskać dużo bardziej atrakcyjnego w odbiorze konkurenta. Wydaje się że to właśnie duża konkurencja, zadecydowała o krótkim żywocie tego pozostającego trochę na uboczu periodyku. Zaledwie po wydaniu kilkunastu numerów, już w 1993r Kebab przeszedł do historii.

Bajtek stawia na Commodore
Niemal równocześnie z Kebabem zadebiutował inny dużo bardziej znany tytuł prasowy „Commodore & Amiga„. We wstępniaku do pierwszego numeru redaktor naczelny Klaudiusz Dybowski pisze: „Oddajemy do Waszych rąk pierwszy numer nowego miesięcznika poświęconego komputerom Commodore. Nie ukrywam, że taka potrzeba istniała wcześniej – od roku 1986; niestety patenty na mądrość mieli wówczas ludzie dla których komputer był realnym zagrożeniem”. Trudno kupować taką teorię. Akurat ówczesny minister sportu i spraw młodzieży (pod którego podlegał Bajtek), a późniejszy prezydent RP, komputerów się nie bał, więcej nawet publicznie obiecał sponsoring takiej maszynki pierwszym rodzicom, którze zdecydują się na nadanie swojemu potomkowi imienia Bajtek. Nawet jeśli była to propagandowa zasłona dymna, to od 1989r „patenty na mądrość” przestali dzierżyć monopoliści i taką gazetę spokojnie można było wydawać. Potwierdziła to zresztą sama spółdzielnia Bajtek, powołując do życia już w 1990r „Moje Atari”. Słowem wydaje się że ten najbardziej doświadczony w branży wydawca, ewidentnie przespał sprawę komputerów z pod znaku C=, dając się wyprzedzić maluczkim i obudził się dopiero w chwili kiedy Commodore 64 uzyskało pozycję lidera a Amiga wicelidera na naszym rynku. Mimo spóźnionego startu, początek był naprawdę ciekawy. Pierwszy numer ze stycznia 1992 roku, mógłby uchodzić za numer specjalny dla początkujących. Opisano w nim wszystkie modele komputerów Commodore, począwszy od VIC20 na Amidze 3000 skończywszy. Przedstawiono 15 przykazań, których stosowanie pozwoli uniknąć sytuacji, w których użytkownik mógłby uszkodzić maszynę. Następnie czytelnik mógł poczytać o urządzeniach peryferyjnych, oraz nośnikach od kasety, poprzez dyskietkę, na twardych dyskach kończąc. Obok spraw traktujących o hardware, nie zapomniano o oprogramowaniu, znowu uczyniono to w takiej konwencji aby zielony użytkownik, po prostu wiedział co kupić na giełdzie. Artykuł „Najlepsze z najlepszych” nie był w zasadzie artykułem, a zestawieniem po pięc tytułów najlepszych aplikacji w każdej z 17 kategorii, na jakie posegregowała soft redakcja C&A. Na osobny tekst zajmujący pół strony zasłużyły jedynie programy kopiujące dla Amigi, no ale nie ma się co dziwić, wówczas kopier to był najważniejszy program w biblioteczce każdego amigowca. O ile numer pierwszy był robiony niejako w konwencji Kebaba (teksty o Amidze i Commodore pomieszane), to od numeru drugiego można już było zaobserwować wyraźny podział na część amigową i 8-bitowców. Wkrótce podział ten został oficjalnie usankcjonowany i obie platformy sprawiedliwie otrzymał y mniej więcej po 50% zawartości C&A. Czasopismo w czasie swego istnienia kilkukrotnie zmieniało layout (pierwszy bardzo przypominał Bajtka), ale trzeba podkreślić że od samego początku było w pełni kolorowe. C&A, co moim zdaniem w erze przedinternetowej było sporą wadą, nie posiadało działu poświęconego newsom. Jedynie dwukrotnie w 1992r pojawił się tekst „Z ostatniej chwili”, gdzie w krótkich słowach przedstawiano nowinki lecz niestety z nieznanych mi powodów zarzucono ten kierunek. Spragnieni najświeższych aktualności nie mogli być zadowoleni z opisywanego periodyku, z pewnością mogli być natomiast zadowoleni domorośli elektronicy. W początkowym okresie działalności, w każdym numerze był przynajmniej jeden (a najczęściej więcej) tekst wraz z odpowiednim schematem, traktujący o tym jak zmajstrować dany interfejs, kabelek itp. Obok tematów typu „zrób to sam”, inną charakterystyczną cechą pisma, było lubowanie się w wojenkach porównawczych z „wrogim obozem”. Już w 6 numerze pojawił się tekst „C64 versus Atari 800XL”. Potem na tapetę poszły A1200 kontra Atari Falcon, czy CD32 vs. Jaguar. Gdy w 1994r znaczenie odwiecznego rywala z pod znaku góry Fuji zaczęło ewidentnie maleć, w numerze 7/94 pojawił się tekst „A1200 kontra PC 386SX”. Zazwyczaj tematyka każdego numeru była dosyć różnorodna, jednak w 1994r, próbowano wzorem Magazynu Amiga serwować tematy przewodnie i tak numer 1/94 był niemal w całości poświęcony drukarkom, późniejsze m.in samplerom i sekwencerom, czy edytorom tekstu. W 1995 roku czasopismo ostatni raz zmieniło layout oraz papier na którym było wydawane, zbliżając się tym samym jakością wykonania do Amigowca. Nie jakość a treść jest jednak najważniejsza, tutaj można było zauważyć już pewien kryzys, zrezygnowano z serwowania tematów przewodnich, zamiast tego postawiono na opisy gier (w numerze 3/95 takich opisów było aż 21). Niestety nowych gier dla C64 (którego posiadacze według ankiet stanowili 2/3 czytelników) było wówczas jak na lekarstwo, samych użytkowników C64 też już w 1995r zaczęło ubywać. Ostatecznie musiało nastąpić to czego należało się spodziewać. W ostatnim numerze Commodore & Amiga (10/95) we wstępniaku czytamy „Przez ostatnie kilka miesięcy poczytność C&A stopniowo spadała, aż w końcu zeszliśmy z finansami pod kreskę. Siłą rzeczy nie możemy więc kontynuować działalności i musimy podjąć decyzję o zamknięciu czasopisma”.
Sam nigdy nie byłem wielkim fanem C&A, oczywiście jako kolekcjoner dysponuję niemalże kompletem numerów, ale były to egzemplarze uratowane przed wyrzuceniem na śmietnik przez byłych amigowców. Osobiście kupiłem w kiosku, bodaj jeden czy dwa numery, niemniej C&A miał swoich zagorzałych zwolenników i uzyskał status czasopisma kultowego. Do tego nawet stopnia że po kilkunastu latach powstała fanowska reedycja wydawana w formie PDF, ale o tym w dalszej części artykułu.

Wierni w kryzysie
Opisywane wcześniej tytuły powstały na fali popularności komputerów Commodore jednak, gdy tylko zaczęły się kłopoty szybko zwinęły żagle. Były jednak dwa czasopisma, które kontynuowały swą działalność jeszcze całe lata po bankructwie firmy Commodore. Pierwszym z nich był „Magazyn Amiga” najbardziej kultowe pismo polskich amigowców. Przez całe lata Magazyn Amiga był nazywany po prostu Amigą, a fanatycznie oddany „przyjaciółce” redaktor naczelny Marek Pampuch ukształtował sposób myślenia wielu młodych ludzi, którzy stoją wiernie przy Amidze do dziś. Zacznijmy jednak od początku. Ambicje były spore, we wstępniaku do numeru zerowego czytamy „Nie będziemy może najtańsi, ale na pewno najgrubsi (numer pierwszy będzie miał objętość porównywalną z ENTER-em). Chcielibyśmy być również najlepsi, jednak ocenę tego, czy nam się to uda pozostawimy Czytelnikom.”.Początki jednak nie wskazywały że pismo odniesie sukces. Dosyć późny debiut (wrzesień 1992) i przedruki z niemieckojęzycznego, siostrzanego „Amiga Magazin” trudno zaliczyć na plus. Plusa natomiast można było przyznać za wrażenia artystyczne. MA od samego początku był pismem kolorowym, wydawanym na dość dobrym względem ówczesnej konkurencji papierze, co skrzętnie wykorzystywał zamieszczając sporo ilustracji. Niektóre artykuły z pierwszych numerów można by wręcz nazwać pismem obrazkowym. Dosyć szybko jednak obok ilustracji zaczęła się pojawiać bardzo wartościowa treść. Marek Pampuch zaangażował do współpracy ludzi, którzy stali się legendami amigowego dziennikarstwa w Polsce. Wspomnę może o panach Stanisławie Węsławskim, który całymi latami tworzył cykl artykułów związanych z programem Deluxe Paint, czy Tadeuszu Talarze zajmującym się ImageFX. Na te, oraz dziesiątki innych cykli artykułów związanych z czołowym amigowym oprogramowaniem, czekało się z miesiąca na miesiąc. W czasach gdy nie było internetu, gdy nie obowiązywała jeszcze ustawa o ochronie praw autorskich i często o zakupie oryginalnego oprogramowania z przyzwoitą instrukcją obsługi można było sobie pomarzyć, to właśnie artykuły instruktażowe w Magazynie Amiga, pozwalały udoskonalać warsztat, wielu informatykom czy grafikom, którzy dziś święcą triumfy w branży. Każdy amigowiec, który używał swojego komputera do czegoś więcej niż gry, po prostu musiał zetknąć się z Magazynem Amiga, ten szybko więc stał się najważniejszym miesięcznikiem traktującym o naszych komputerach w Polsce. Chociaż opisywany periodyk, nie stronił od opisów gier, to jednak lwią cześć stanowiły opisy i różnego rodzaju kursy oprogramowania użytkowego. Ponieważ producenci tegoż oprogramowania, pozostawali się przy Amidze dłużej niż branża gier, nawet po bankructwie Commodore było o czym pisać. Paradoksalnie to właśnie pierwsze kilkanaście miesięcy po tym niemiłym wydarzeniu, to okres największej świetności magazynu. W 1992r, ostatnim kiedy Commodore wydawało się być firmą silną (premiery A4000 i A1200), nakład MA kształtował się na poziomie 40 tysięcy egzemplarzy a objętość pisma wynosiła 80 stron. W czerwcu 1994r, a więc już po bankructwie objętość wzrosła do 100 stron, a w rekordowym styczniu 1995r było to już 116 stron i nakład przekraczający 46 000 egzemplarzy. Sielanka nie mogła jednak trwać zbyt długo, wszak z upływem czasu bezsprzecznym stawał się fakt że Amiga z komputera masowego, staje się urządzeniem niszowym. W dwa lata później objętość spadła do 88 stron a nakład do 30 tysięcy. Stało się jasne że poczytność spada i wydawnictwo Lupus może postąpić tak samo jak wcześniej postąpili wydawcy Amigowca czy C&A. Tak też się stało dziesięć miesięcy później, jednak dzięki staraniom redaktora naczelnego, który dla ratowania pisma sprzedał samochód i założył własne wydawnictwo MMM, numer 11/97 ukazał się w kioskach praktycznie tak jak gdyby żadne zawirowania nie miały miejsca. Magazyn Amiga pod szyldem MMM, wzbogacił się o cover CD zawierający zawsze przynajmniej jeden pełny program komercyjny (MA nie był jednak na tym polu pierwszy). Ostatecznie okazało się że miał zakończyć swój żywot właśnie jako wersja elektroniczna, ukazująca się jako dokument httml, wyłącznie na płycie CD. Ostatnim wydaniem na papierze był numer 8/99, później ukazały się zaledwie trzy w HTML i z początkiem roku 2000, pismo przestało istnieć. Już w czasach wersji elektronicznej podjęto próbę wydania jeszcze jednego ostatniego numeru na papierze. Inicjatywa ta nie doszła do skutku, podobno napłynęło zbyt mało, bo zaledwie kilkadziesiąt wpłat od zainteresowanych (jednym z nich byłem i ja). Niemniej pismo zostało złożone a klisze z tego numeru prezentował na Amiga Meeting, ówczesny zastępca naczelnego MA i jednoczesny założyciel nowego magazynu „eXec” Konrad Bielski. Swego czasu czyniłem starania o upublicznienie tego numeru choćby w formie elektronicznej. Niestety klisze pozostałe w domu rodzinnym Konrada zostały utracone bezpowrotnie (prawdopodobnie padły ofiarą robienia porządków, przez któregoś z domowników), tym samym swoisty biały kruk zginął zanim jeszcze zdążył się pojawić. Marek Pampuch, człowiek niewątpliwie zasłużony, był także postacią kontrowersyjną. Niektórych irytowały często zabarwione politycznie wstępniaki, jeszcze inni zauważyli swoistą manię wielkości. Jednym z tego przykładów były słowa pana Marka w których stwierdzał jednoznacznie że jeśli Magazyn Amiga upadnie, środowisko amigowe przestanie istnieć w przeciągu kilku miesięcy. Owszem, osobiście znam przypadek człowieka, który podjął decyzję o zakończeniu amigowania po zakończeniu działalności przez MA. Nie jest też tajemnicą że śmierć tego magazynu wywarła wpływ na największego dystrybutora amigowego w Polsce, firmę Eureka, która niemal natychmiast po tym wydarzeniu zmieniła profil działalności. Jednakże słowa Marka Pampucha okazały się mocno przesadzone. Polskie środowisko Amigi, choć przetrzebione istnieje do dziś, a jego życie po MA, było jak najbardziej możliwe, tym bardziej że istniało jeszcze inne pismo dla Amigowców, które nadal można było kupić w kioskach.

ACS zaczynał jako Wydanie Specjalne Computer Studio Amiga, które wyewoluowało z czasopisma Computer Studio. Computer Studio było pismem w 100% skierowanym do graczy tak więc i Wydanie Specialne Amiga, również było nastawione na gry. Wystarczy wspomnieć że w pierwszym numerze, który ukazał się w 1995r (a nie jak twierdzi Wikipedia w roku 1994) zaledwie 6 z 32 stron nie było poświęcone grom komputerowym. W czasie gdy konkurencja żegnała się z czytelnikami z powodu złej sytuacji naszego komputera wstępniak do pierwszego numeru zaczynał się od słów „Amiga Żyje”. Dalej redaktor naczelny dość ostro rozprawiał się z czarnowidztwem konkurencji „Tu muszę wspomnieć bulwersujący wstępniak pewnego miesięcznika elektronicznych szulerów zatytułowany wymownie „R.I.P.” oznajmiającego radośnie o śmierci Amigi. Dziwi mnie, że taki tekst ukazał się akurat teraz i napisany jest, o zgrozo, przez człowieka, który akurat na ten temat nie ma zupełnie nic do powiedzenia, gdyż swoją edukację zaczynał od peceta, a wcześniej Amigę znał tylko z opowiadań. Co w takim wypadku mają robić zdesperowani Amigowcy? Chyba najrozsądniej będzie po prostu olać takich wizjonerów i pisma w których ukazują się takie bzdury, a wybrać czasopisma wiarygodne i adresowane do posiadaczy Amigi. Na rynku, po upadku „Amigowca”, został wprawdzie jeden rzetelny miesięcznik – „Amiga Magazyn”, ale nie martwcie się. Właśnie specjalnie dla Was zmieniliśmy profil „Wydania Specjalnego Computer Studio” i chcemy, aby obok „Amiga Magazyn”, było to pismo które rozpali skołatane serca wszystkich rodzajów Amig i CD32″.

Nowe czasopismo wprowadziło też nową jakość w kwestii jakości wydania. Od samego początku było bardzo kolorowe, wydawane na bardzo dobrym papierze. W późniejszym okresie jakość papieru była wręcz rewelacyjna, co ciekawe najlepsza spośród wszystkich tytułów wydawanych przez wydawnictwo CGS i śmiem zaryzykować stwierdzenie że jak na końcówkę lat 90-tych, prawdopodobnie najlepsza wśród wszystkich amigowych pism wydawanych na świecie. Wcześniej jednak, bo po wydaniu 5 numerów, dokładnie od numeru 2/96 pismo zmieniło nazwę na „Amiga Computer Studio„. Od numeru 5/96 na stanowisku redaktora naczelnego, Marka Suchockiego zastąpił Rafał Belke, który pełnił tę funkcję niemal do samego końca istnienia ACS. Już w roku 1996 zdecydowana większość poważniejszych wydawców gier, kończyła swoją przygodę z Amigą, w związku z czym zmieniał się też stopniowo profil ACS. Opisy gier wciąż jeszcze dominowały, ale było to już tylko 30 z 48 stron. W części poświęconej „użytkom” dominowały opisy płyt CD, był o bowiem czas kiedy amigowcy masowo wyposażali swoje komputery w czytniki CD-ROM. ACS kibicował tym tendencjom, wbrew częstym praktykom konkurencji, nie ubolewał że coś tam nie chodzi na A500, tylko zachęcał do zakupu A1200, najlepiej z twardym dyskiem i czytnikiem CD. Potwierdzeniem tego był fakt wzbogacenia czasopisma o cover CD, już na początku 1997r co oznaczało palmę pierwszeństwa na poletku amigowym. Pierwszy CD był wielkim wydarzeniem, czytelnik mógł wreszcie zobaczyć nie tylko obrazki ale i doświadczyć empirycznie rzeczy które aktualnie tworzy się na „przyjaciółkę”. Pograć w tak znakomite dema gier, jak choćby wydawający się poza zasięgiem Amigi Myst itp. Rafał Belkę pisał „Popularność naszego coverCD przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Oblężone przez Was firmy sprzedające prasę oraz firmy amigowe oblężyły z kolei nas, czego skutkiem było całkowite zniknięcie płyt ACS z redakcji – musieliśmy dotłoczyć jeszcze trochę egzemplarzy.” Opisywana płyta CD, była chyba najlepszą, w późniejszym okresie zdarzały się perełki, jak choćby ekskluzywne demo nigdy niewydanej, a przy tym być może jeszcze bardziej efektownej niż Myst, gry Golem, tudzież kilka rodzimych produkcji w pełnych wersjach, jednak nie udało się wzorem Magazynu Amiga zamieszczać za każdym razem pełnej wersji cenionego oprogramowania komercyjnego. Zmiany na rynku gier, coraz bardziej wpływały na zmianę charakteru ACS, jeszcze w 1997r gry zajmowały jedynie 23 z 52 stron, tym samym nie stanowiły już większości. W 1998r, takich stron było już jedynie 19, wreszcie w połowie roku 1999 zmieniono formułę periodyku by dostosować go do sytuacji na rynku. Od tej pory to oprogramowanie użytkowe otwierało zawartość pisma, a opisy gier wzorem MA i innych poważnych wydawnictw znajdowały się na stronach końcowych. ACS nie tylko zmienił profil, ale też i metody działania. Czasopismo w ostatnich latach bardziej przypominało dyskietkowy fanzin niż gazetę tworzoną przez żelazny skład redakcji. Większość bowiem tekstów była nadsyłana przez niezależnych współpracowników, którzy w ten sposób zdobywali swoje „artykularskie” szlify. Sporo z piszących tam osób, jest znanymi postaciami do dziś, że wymienię tylko Sebastiana Rosę, Krzysztofa „Sir Leo” Żeglenia, Dariusza „Pekdara” Krzempka, Grzegorza „Krashana” Kraszewskiego, czy moją skromną osobę. Czytelnicy uzupełniali również zawartość cover CD, był tam zresztą specjalny dział „Czytelnicy Zone”, gdzie znajdziemy prace nadsyłane przez tak znane dziś postacie jak Szymon Tomzik, Grzegorz Murdzek, czy Paweł Stefański.
ACS mimo że był pismem niszowym i wydawanym na wysokiej jakości papierze, ani razu w swej historii nie przyniósł wydawcy strat. Niestety CGS wydawał też kilka innych pism, gdy znalazł się w kłopotach finansowych postanowił zamknąć niemal wszystkie z nich, w tym i ACS. Numer 3/01 miał więc być wedle zapowiedzi wydawcy ostatnim. Tymczasem nieoczekiwanie w pół roku później w kioskach pojawił się jeszcze numer 4. Historia ostatniego dostępnego w kioskach magazynu amigowego oficjalnie kończy się więc w październiku 2001r. Podobnie jednak jak miało to miejsce w przypadku Magazynu Amiga, nie do końca jest to prawdą. CGS po otrząśnięciu się z tarapatów finansowych rozważał wznowienie wydawania ACS, złożony został przynajmniej jeden numer, którego ostatecznie nie zdecydowano się oddać do druku. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym i tutaj nie próbował przeprowadzić „akcji ratowniczej”. Swego czasu skontaktowałem się z szefem CGS, Markiem Suchockim w sprawie przekazania materiałów z niedoszłego numeru do publikacji online, niestety on tych materiałów nie posiadał, jednak nie jest do końca jasne czy tak jak w przypadku MA, materiały te zostały bezpowrotnie utracone. Tutaj mały apel do czytelników, jeśli przypadkiem posiadasz, bądź wiesz kto może posiadać ten ostatni numer, proszę o kontakt. Szkoda by było aby ten cenny zabytek amigowego słowa pisanego, miał odejść w zapomnienie.

Wysyłka zamiast kiosku
Sytuacja Amigi na przełomie stuleci była na tyle nieciekawa że już nie było ekonomicznego sensu ruszać z nowym pismem, które byłoby dostępne w powszechnym obiegu. Były jednak podejmowane próby zakładania czasopism rozsyłanych drogą wysyłkową. Pierwszym i najpoważniejszym był magazyn „eXec” wydawany przez Dominor, za którym stał zastępca redaktora naczelnego MA, Konrad Bielski. „EXec” miał być swego rodzaju kontynuatorem Magazynu Amiga, czego nie ukrywał redaktor naczelny Grzegorz Juraszek, pisząc we wstępniaku do numeru 1/2000 „Chcemy zapełnić lukę na rynku amigowej prasy, jaka wytworzyła się po zniknięciu „Magazynu Amiga”. Nowe czasopismo nawiązywało do MA choćby nazwiskami jakie podpisywały się pod artykułami. Poza samym Konradem Bielskim, byli wśród nich znani amigowcy piszący do MA okazjonalnie jak Jacek Rzeuski czy Piotr Bendyk, ale też i prawdziwe legendy wielkiego poprzednika takie jak Stanisław Węsławski. Czasy się zmieniły, więc ten nie pisał już o starym Deluxe Paint, tylko o wymagającym karty graficznej programie TvPaint. To był tylko jeden z przykładów na to do jakich odbiorców skierowany był „eXec”. Ewidentnie byli to doświadczeni użytkownicy posiadający mocne konfiguracje. Przedstawiane w piśmie gry i programy, w większości ewidentnie najlepiej „czuły się” na konfiguracji z procesorem 060 i kartą graficzną, a często wymagały też PPC. Było to przeciwieństwo do polityki z okresu końcowej działalności MA, gdzie Marek Pampuch puszczał oko do posiadaczy A500. Niestety chociaż eXec trzymał wysoki poziom, nie trafił w gust czytelników, a być może po prostu było już za późno na wydawanie pisma drukowanego metodą offsetową. Periodyk rozchodził się w ilości około 600 egzemplarzy, wydawca liczył przynajmniej na 1000. Ostatecznie ukazało się zaledwie 5 numerów i w 2001r czasopismo zakończyło swój żywot na papierze. Także i w tym wypadku podjąłem się misji uratowania niedoszłego numeru 2/2001 od pozostania w niebycie, tym razem jednak nie poniosłem w tym względzie porażki. Co prawda nie dotarłem do gotowego, ponoć złożonego oryginału, ale na podstawie „zajawki” w postaci kiepskiej jakości skanów, wykonanych w niskiej rozdzielczości obrazkach gif, z pomocą Adama Mierzwy udało nam się rozszyfrować, niemal nieczytelne teksty sprzed lat. W większości przypadków nie dysponowałem niestety dobrej jakości oryginalnymi ilustracjami. Nie dysponowałem też żadnym doświadczeniem dotyczącym składu gazet, a na pomoc Konrada, który wolał bardziej koncentrować się na pracach związanych z layoutem strony internetowej, nie mogłem w tej kwestii liczyć. Nie udało mi się także dotrzeć do wszystkich autorów tekstów, w celu uzyskania zgody na publikację ich twórczości za free. Wreszcie w zajawce nie było wszystkich, a jedynie część tekstów jakie miały znaleźć się w nowym numerze. Siłą rzeczy musiałem uzupełnić pismo o kilka swoich tekstów, oraz o artykuł autorstwa Grzegorza Zdaniuka. Pomimo tych wszystkich przeciwności udało mi się doprowadzić sprawę do szczęśliwego końca i numer 6 można pobrać ze strony eXeca w formie PDF. Wcześniej też zeskanowałem pierwsze cztery numery (numer 5 w formie elektronicznej na szczęście się zachował w archiwach Konrada), tak więc cały komplet 6 numerów jest dostępny dla każdego chętnego czytelnika.

Total Amiga PL to niespotykany wcześniej projekt przeniesienia w całości pisma anglojęzycznego na rynek polski. W związku z powyższym, trudno mówić tutaj o rodzimym redaktorze naczelnym. Składem i drukiem polskiej wersji pisma zajmował się początkowo Grzegorz Kraszewski a później Mariusz Danilewicz jak czytamy w stopce, za tłumaczenie odpowiada Polski Portal Amigowy. Nie była to jednak do końca prawda, gdyż do tłumaczenia pierwszego numeru, zgłosiła się dość liczna grupa osób nie związanych z PPA, w tym nawet jeden redaktor eXeca. Od drugiego numeru, poza wiernym tłumaczeniem tekstów angielskich, redakcja starała się wtapiać akcenty polskie. Na pierwszy ogień, poszedł artykuł Grzegorza Zdaniuka, traktujący o systemie płatności PayPal. Początkowo pismo było w 100% biało-czarne, od trzeciego numeru kolor zyskała okładka. Tematyka Total Amiga, głównie koncentrowała się wokół systemu AmigaOS 4 i spraw z nim związanych, duży nacisk kładzono także na publicystykę. Praktycznie w każdym numerze znajdował się przynajmniej jeden (a najczęściej więcej) wywiad rzeka ze znaną postacią ze świata amigowego. Mało było natomiast tego, z czego ongiś slynęla polska prasa amigowa, czyli różnorakich szkółek i warsztatów. Niestety po początkowym entuzjaźmie wolontariuszy, jacy zgłosili się do tłumaczenia pierwszego numeru, szybko zostało jedynie wspomnienie. Kolejne numery były tłumaczone w coraz wolniejszym tempie i szczerze powiedziawszy w pewnym momencie zacząłem wątpić czy uda się przetłumaczyć wszystkie pięć (1 numer polskiej edycji rozpoczął się od przetłumaczenia numeru 22 oryginału, a na numerze 26 Total Amiga zakończył działalność). Ostatecznie ta sztuka się udała, jednak spore opóźnienia w tłumaczeniach nie pozostawały bez wpływu na odbiór pisma (po prostu często czytało się o rzeczach, które już od dawna były nieaktualne).

Po wydaniu ostatniego numeru Total Amiga PL latem 2009r (oryginał ukazał się wiosną roku 2007), ekipa pracująca nad TA PL, zadała sobie pytanie co dalej. Tłumaczenie numerów starszych niż 22 wydawało się pozbawione sensu (choć ja takie starsze numery z pewnością bym nabył). Ostatecznie zdecydowano się na zupełnie nowy projekt jakim było „Polskie Pismo Amigowe„. Jak możemy przeczytać na stronie pisma „Polskie Pismo Amigowe narodziło się jako kontynuacja inicjatywy Total Amiga PL polegającej na wydawaniu polskiej edycji angielskiego magazynu. Tłumaczone pismo zawsze wiąże się z opóźnieniami, lecz w tym przypadku, bez względu na czas, stanowiło udane wypełnienie „papierowej luki” na amigowym poletku. Po wydaniu ostatniego numeru zdecydowaliśmy się na odważny krok i wydawanie w całości autorskiego projektu. Bazuje on wyłącznie na artykułach nadesłanych przez czytelników. To Wy pismo tworzycie, a tym samym zapewniacie mu dalsze istnienie.”.

Tak więc PPA, jest w jeszcze większym stopniu niż niegdyś ACS oparte o teksty czytelników. Wiąże się to z dość zróżnicowanym poziomem pisma. Większość tekstów które czytałem (czyli tych w mniejszym bądź większym stopniu dotyczących Amigi), jest ok. Jednak PPA w paru przypadkach nie ustrzegło się publikacji słabizny zawierającej błędy merytoryczne, dla równowagi dodam jednak że piśmie jest też kilka perełek. Nie ma sensu abym wymieniał teksty słabe, skupię się wiec na pozytywach. Na pewno za takie należy uznać nie publikowane dotąd nigdzie w polskim internecie recenzje płyt głównych MiniMig i SAM460EX, bardzo dobrze czyta się także wyważoną publicystykę Adama Zalepy, wyraźnie widać pisarskie doświadczenie tego człowieka. Polskie pismo Amigowe jest ciągle projektem żywym, wedle zapowiedzi redakcji wkrótce ma ukazać się numer ósmy,

EasyPC w świecie Amigi
Na przełomie tysiącleci modne stały się czasopisma takie jak „Świat Wiedzy”, gdzie kolejne numery czytelnik otrzymywał w formie luźno sklejonych kartek, które należało wkładać do segregatora. Komputerowym odpowiednikiem Świata Wiedzy, było czasopismo „Easy PC”, przeznaczone dla początkujących użytkowników pecetów. Pomysł podchwycili bracia Adam i Jakub Zapepa, dzięki czemu i amigowcy zyskali swoje segregatorowe czasopismo. Jak czytamy w notce promującej periodyk „”Amiga Vademecum to seria podręczników wydawanych w formie kartek do segregatora. Kolejne numery zostały poświęcone odrębnym tematom, z których każdy jest wyczerpująco omówiony. Z każdym numerem dodawana jest płyta CD z oprogramowaniem shareware i programami związanymi z treścią danego tematu. Od numeru 4. dodawane są dwie płyty CD, z czego jedna to wydawnictwo MACD.” W latach 1999 – 2001 ukazało się kilka numerów o następującej tematyce ” Systemy operacyjne i monitory”, „Karty turbo i płyty główne”, „Rozszerzenia pamięci, karty graficzne i muzyczne” oraz dwie części poświęcone dyskom twardym i napędom CD-ROM. W 2001 roku moda na pisma segregatorowe ewidentnie zaczęła maleć, niewielu też było początkujących amigowców, ostatecznie „Amiga Vademecum” zakończył żywot na numerze 5.

Koniec ery papieru
W zasadzie wszystkie pisma począwszy od Magazynu Amiga (z wyłączeniem ACS i Amiga Vademecum), prędzej czy później pojawiły się oficjalnie również w wersji elektronicznej. Istniały jednak czasopisma, które już od samego początku nie miały zamiaru wchodzić w papier. Pierwszym z nich był „Amiga Minus„, pismo tworzone hobbystycznie kładące główny nacisk na publicystykę, czego nie ukrywał Sławomir „MrWolf” Wilk, pisząc we wstępniaku do pierwszego numeru – „Tworząc „Amiga Minus” udowodniliśmy, że można robić coś dla Amigi bez udawanego zamiłowania i wyłamując się z utartego schematu. Trudno nam oceniać nasz magazyn, ale jedno wiemy na pewno – jesteśmy jedyną w naszym kraju redakcją, zajmującą się amigową publicystyką i mamy nadzieję, że będzie to główne kryterium oceny „Amiga Minus”. Drugą rzeczą z którą kojarzony jest Amiga Minus, to niespotykana gdzie indziej liczba ankiet. O ile w tradycyjnym piśmie amigowym, ankieta zdarzała się najczęściej raz na dwa – trzy lata, o tyle w AmigaMinus istniał stały dział sondaż, gdzie były prezentowane wyniki odpowiedzi amigowych respondentów, na różne pytania. Pewną ciekawostką jest fakt kłopotów czasopisma jakie wystąpiły ze strony amigowych włodarzy, najlepiej wyjaśnia to fragment wstępniaka z drugiego numeru ” Magazyn „Amiga Minus” został również zauważony przez firmę Amiga Inc. Sześć godzin po wydaniu pierwszego numeru i reklamie w zagranicznych serwisach napisał do nas sam Randall Hughes, wiceszef Amiga Inc. W dość krótkim liście stwierdził, że ma gdzieś nasz magazyn i zagroził zamknięciem strony. Bynajmniej nie chodziło o wykorzystanie wyrazu „Amiga” w tytule bez pozwolenia Amiga Inc., lecz o „Minus”, który w zestawieniu z „Amigą” brzmi ponoć nieładnie i godzi w wizerunek firmy. Kilka dni później, po naszych wyjaśnieniach, „Minus” przestał wyglądać nieładnie i działać na czyjąkolwiek niekorzyść. „.
Pierwszy numer Amiga Minus zadebiutował w marcu 2001r, trzeci i zarazem ostatni w grudniu tegoż roku, tym samym ustanawiając swoisty rekord, nawet jak na standardy amigowych inicjatyw, które zazwyczaj do długowiecznych nie należały.

„C&A Fan” to nieoficjalna internetowa kontynuacja wspominanego wcześniej czasopisma spółdzielni Bajtek. Autor nie urywał tego już we wstępniaku do numeru zerowego (grzudzień 2007) pisząc „Krystian Grzenkowicz w ostatnim numerze C&A (październik 1995) pisał o ostatnim powitaniu. Ja, drogi Czytelniku, witam Cię po raz pierwszy.
Co oznaczają litery C&A większości właścicieli komputerów C64 i Amiga nie trzeba chyba wyjaśniać. Był to miesięcznik, który ukazywał się nieprzerwanie i regularnie od stycznia 1992 roku do samego końca … Dlaczego zatem chciałbym reaktywować właśnie C&A? Z prostej przyczyny: było to po prostu moje ulubione pisemko tamtej epoki.”
„C&A Fan” zaczynało skromnie i podobnie jak jedyny działający dziś konkurent w tekstach nie ustrzegło się kilku błędów natury merytorycznej. Jednak w przeciwieństwie do PPA, które cierpi na chroniczny problem z zapełnieniem tych dwudziestu kilku stron tekstu i praktycznie nieustannie apeluje o wsparcie, „C&A Fan” systematycznie zwiększał objętość. Szczytowym osiągnięciem był numer 5 z grudnia 2009 roku, kiedy to objętość wzrosła do blisko 100 stron. Przyznam szczerze że dla mnie jako obserwatora, znającego niewesołe realia towarzyszące podobnym inicjatywom, takie osiągnięcie było wielkim pozytywnym szokiem. Największa siłą czasopisma jest publicystyka stojąca na bardzo wysokim poziomie. Już w pierwszych numerach periodyku, rozpoczęto cykl tłumaczeń historii Amigi, których oryginał zadebiutował na portalu Ars Technica. Jest to najlepsze opracowanie przedstawiające dzieje naszej „przyjaciółki” (sam pomysł na tłumaczenie artykułu, został bez skrupułów skopiowany również przez PPA – tak to przynajmniej wygląda z zewnątrz, choć jak twierdzi Konrad Czuba z PPA, wpadli na to sami a pojawienie się tłumaczeń na ich portalu w zaledwie miesiąc później, było jedynie zbiegiem okoliczności). Redakcja pisma potrafi dotrzeć również do żywych ludzi-legend naszego środowiska i to nie tylko tych działających w realiach krajowych ale i światowych. Długie, obfitujące w liczne ciekawostki wywiady to ewidentnie wielka zaleta „C&A Fan”. Jedyne do czego można się przyczepić z punktu widzenia amigowca, to brak równych proporcji dla Amigi i Commodore, w każdym z ośmiu wydanych dotąd numerów, wyraźnie dominuje tematyka związana z maszynami ośmiobitowymi. Amigi jest mało, a teksty które są to najczęściej sprawy dotyczące najstarszych modeli z kośćmi ECS. Temat AmigaOS 4 i sprzętu w nim powiązanego, praktycznie w tym piśmie nie istnieje. Z przykrością zauważam że ostatnie numery C&A pokazują że periodyk ma chyba już najlepsze czasy za sobą. Wydłuża się cykl wydawniczy, a liczba stron spadła do około 50. Niestety podobnie jak w pierwszych numerach, w ostatnim znowu zauważyłem błędy natury merytorycznej. Mimo wszystko C&A Fan za całokształt oceniam wyżej niż inicjatywy takie jak PPA czy Amiga Minus.

W niniejszym artykule nie przedstawiłem całej prasy jaka miała związek z Amigą. Pominąłem czasopisma naprawdę egzotyczne o marginalnym znaczeniu, takie jak „Amiga News” czy „Amiga Prawie wszystko o”. Nieco informacji na ich temat (i nie tylko) znajdziecie na stronie zatytułowanej „Taki sobie katalog zamkniętych pism komputerowych„.

Tagi:

O Mufa