Nowinki z OS4Depot II

Prowadząc bloga skupiam się głównie na opisach ważniejszych programów, emulatorów czy gier, przez co siłą rzeczy pomijane są mniejsze pchełki. A przecież często są to bardzo użyteczne programy, które potrafią ułatwić życie niejednemu Amigowcowi. W ostatnich miesiącach pojawiło się kilka aktualizacji oraz kilka zupełnie nowych utilków, które warte są przedstawienia. Nie namyślając się długo postanowiłem więc napisać kolejny tekst z cyklu Nowinki z OS4Depot, zwłaszcza że ostatni raz tego typu przegląd zrobiłem aż 10 lat temu.

SMB2FS
W dzisiejszych czasach chyba nie ma już żadnego Amigowca, który nie posiadałby w domu innego komputera, czy innego urządzenia elektronicznego korzystającego z sieci. Zapewne większość, jeśli nawet nie posiada serwera NAS, to przynajmniej dba o to by domowe urządzenia były w jakiś sposób ze sobą skomunikowane. Wymiana danych po sieci to najlepszy i najwygodniejszy sposób. Z pewnością dużo lepszy niż latanie z jakimś pendrive’m od pokoju do pokoju. Na Amidze niemal od zawsze istniała Samba, dziś jest jednak przestarzała i mało bezpieczna, przez co, o ile mnie pamięć nie myli obsługa pierwotnego protokołu Samby podlega pewnym restrykcjom w najnowszych odsłonach Windows. Alternatywą na wymianę plików był więc FTP, właśnie głównie z tego powodu powstał znany amigowy serwer ZitaFtp. Wymiana danych po FTP jest łatwa, skuteczna i da się z nią żyć, niemniej nie ma to, jak dostęp do zasobów sieciowych jak do zwykłych dysków, dokładnie tak jak na popularnych systemach operacyjnych. SMB2FS  dzięki wsparciu dla nowocześniejszych i zarazem bezpieczniejszych protokołów SMB 2/3 spełnia to zadanie znakomicie. Od teraz życie Amigowca, użytkującego swój ulubiony komputer w sieci z innymi urządzeniami stało się prostsze. Mimo iż rzecz została przeniesiona przez Fredrika Wikstroma, zaledwie pół roku temu, aż trudno mi sobie wyobrazić jak mogłem funkcjonować wcześniej bez komfortu, który ze sobą niesie to rozwiązanie.

Wolumen sieciowy serwera NAS pod kontrolą AmigaOS 4.

Tequila
AmigaOS 4 był dotychczas nierozpieszczany w zakresie dokładnego monitorowania mocy zasobów komputera. Owszem istniało kilka programów typu Docky, które wskazywały ogólny procent zużycia mocy procesora istniał też program CPU Wather, który prezentował nieco bardziej szczegółowe dane w formie wykresu zużycia procesora plus pamięci systemowej, graficznej czy obciążenia karty sieciowej, jednak brakowało narzędzia, które rozkładałoby globalne obciążenie CPU procentowo na wszystkie uruchomione taski. Sytuacji postanowił zaradzić Juha Niemimaki, publikując w kwietniu tego roku monitor tasków Tequlia. Od teraz ta nazwa kojarzyć mi się będzie nie tylko z moim ulubionym rodzajem alkoholu, ale i z użytecznym programem amigowym.

Tequila smakuje najlepiej 😉

AirScan
Często zżymam się na nadużywane zbyt często praktyki, kiedy to ludzie w sieci próbują komentować czy recenzować produkt, którego nie tylko dogłębnie nie przetestowali, ale często też nawet na oczy nie widzieli. Tym razem muszę jednak sam puknąć się w pierś i napisać, że choć program uruchomiłem, to przetestować go nie mogłem. Moim jedynym skanerem w domu jest ten zawarty w leciwym urządzeniu HP z 2007r, oczywiście pozbawiony jakichkolwiek możliwości, które w informatyce kojarzone są z przydomkiem „Air”. Cóż skanuję dokumenty na tyle rzadko, że póki urządzenie działa nie mam zamiaru go zmieniać. Tym razem wyjątkowo oprę się więc o relacje zarówno naszych forumowiczów, jak i Amigowców z zachodu. W obu przypadkach obserwuję oceny wyłącznie bardzo dobre oraz pozytywne zaskoczenie, iż AirScan współpracuje nawet z takimi urządzeniami, co do których ich posiadacze nie mieli większych złudzeń, iż będzie to możliwe. Słowem obowiązkowa pozycja na dysku dla wszystkich posiadaczy nowocześniejszych skanerów, potrafiących korzystać z dobrodziejstw sieciowych.

AirScan w akcji.

Animplayer
Nie ma co ukrywać, że animacje Anim z klasycznej Amigi czasy świetności mają już za sobą. Być może z tego właśnie powodu ich obsługa w AmigaOS 4 została potraktowana po macoszemu. Systemowe datatypy co prawda istnieją już od czasów pierwszych odsłon AmigaOS 4.0, jednak od tego momentu niewiele się zmieniły. Zatem aktualna wersja 53.1 z 2009 roku, skutkuje tym, że przeglądanie animacji np. pod Multiviewem objawia się dziwnie dużym zużyciem procesora i zakłóceniami tempa odtwarzania. Nie wspominając już o braku innych udogodnień jak choćby możliwości wyboru mnogiej liczby plików, czy skutecznego skalowania okna. Nieco lepiej, z naciskiem na słowo „nieco” ma się tutaj alternatywa od A-EONu w postaci Multiviewera. Tu możemy wybrać listę plików, przy czym animacje i tak nie będą się odtwarzały automatycznie jedna po drugiej, gdyż musimy je wybierać ręcznie z listy plików utworzonej w bocznym panelu programu. Swoistą rewolucję w zakresie obsługi tego formatu wprowadził dopiero Hollywood. Tutaj, przynajmniej jeśli chodzi o podstawową funkcjonalność nie ma zastrzeżeń, czyli animacje są odtwarzane wzorowo, w normalnym tempie i bez większego obciążenia procesora czy innych problemów wpływających na odbiór materiału. Niestety dotychczas znane mi hollywoodzkie programy, takie jak np. odtwarzacz V.A.M.P też idealne nie były, żaden z nich nie posiadał funkcji playlisty, w przypadku odtwarzania animacji znikała też możliwość skalowania okna. Co ciekawe jedyna „poza hollywoodzka” alternatywa, w postaci CDXLPlay (obsługującego tylko format CDXL), pomimo że górowała nad V.A.M.P.em możliwością skalowania okna w czasie trwania animacji, też dziwnym trafem ograniczona była do wyboru jednego pliku z requestera. Reasumując, dotychczasowa wartość oprogramowania obsługującego klasyczne animacje, była po prostu mizerna. Raczej trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której użytkownik Amigi NG ogląda pojedynczy materiał, podesłany gdzieś przez kumpla, który właśnie go wyrzeźbił. Tak naprawdę, jeśli już zdarzy się, iż ktoś zdecyduje się współcześnie przeglądać animacje na sprzęcie klasy Amigi One, to w 99.9%, będzie to nostalgiczne przeglądanie jakichś starych składanek CD, czy innych archiwalnych zbiorów, a więc siłą rzeczy oglądanie większej serii plików. Playlista powinna być więc funkcjonalnością, od której osoba pisząca tego typu odtwarzacz ma wręcz obowiązek zacząć. Na szczęście, okazuje się, że przy pomocy Hollywood da się jednak napisać porządny odtwarzacz wideo, co udowodniło Blitter Studio tworząc Animplayera, oferującego wszystkie funkcjonalności, którymi mogły się szczycić czołowe playery animacji dla Amigi klasycznej już 30 lat temu. Mamy więc playlistę, możliwość skalowania okna oraz wzorcową obsługę formatów ANIM5, ANIM7, ANIM8(L) ANIM16, ANIM32 i YAFA. Ciekawostką jest fakt, iż program oferował te „ficzersy” już przynajmniej w wersji 2.0 z 2016 roku, jednak autor stosował dosyć dziwną politykę udostępniania go wyłącznie na swojej stronie domowej, z pominięciem amigowych serwerów plików. Odtwarzacz dopiero 20 lutego 2023 zadebiutował na OS4Depot w dosyć zaawansowanej wersji 2.4, dzięki czemu mogłem poznać go zarówno ja, jak i większość amigowej społeczności.

Odtwarzacz klasycznych animacji Anim z obsługą playlisty.

AmiGemini
Czasem na łamach for czy amigowych podcastów, przebija się teza, iż nasze przeglądarki nadają się tylko do odwiedzania stron poświęconych „Przyjaciółce”i pobierania plików z amigowych serwerów. W związku z czym podstawowa nawet najbardziej prymitywna przeglądarka WWW powinna amigowym hobbystom wystarczyć. Cóż nie będę ukrywał, że ja się z taką tezą głęboko nie zgadzam i uważam, że Odyssey, choć z każdym miesiącem coraz mniej użyteczne, to nadal starsze przeglądarki znane jeszcze z czasów Amigi klasycznej dzieli od niego przepaść. Widoczne jest to nawet w przypadku części stron skupiających się na naszym hobby, co zresztą udowodniłem niedawno w tekście IBrowse czy warto?” Jeśli jednak ktoś uważa, że różnicy nie ma żadnej, a liczy się przede wszystkim wydajność, może zainteresować się przeglądarką AmiGemini. Opisywany program nie jest typowym przedstawicielem web browserów, gdyż obsługuje jedynie protokoły Gopher, Gemini, Spartan i Finger. Jest to więc przeglądarka czysto tekstowa o ograniczonej funkcjonalności. Niemniej warto zaznaczyć, że jest trochę stron i to całkiem znanych, które wspomniane protokoły wciąż wspierają. Wśród nich znajdziemy też strony amigowe, w bokmarkach domyślnie zamieszczona jest choćby strona newsowa serwisu Amiga Future czy Aminet (oczywiście z możliwością pobierania plików). Nie będę ukrywał, że dla mnie to jednak trochę za mało, w związku z czym program nie zagościł na dłużej na moim twardym dysku. Niemniej dla użytkowników AmigaOS 4, posiadających Amigę klasyczną czy słabsze wersje SAM 440, ta lekka przeglądarka może być jakąś tam alternatywą dla kosztownego komercyjnego IBrowse czy od lat nierozwijanego AWeba.

AmiGemini

Compression
Achim Pankalla za sprawą niezłego Ignition jest chyba najbardziej znanym programistą próbującym wstrząsnąć skostniałą rzeczywistością, którą można by określić hasłem „Pakiet biurowy i Amiga”. Zdaje sobie jednak sprawę, że na miano pakietu office sam arkusz kalkulacyjny nie wystarczy i w najbardziej minimalistycznej wersji przydałby się dodatkowo, chociaż procesor tekstu. Opisywany Compression w obecnej, dosyć wczesnej wersji z pewnością na takie miano jeszcze nie zasługuje. Sam autor określa go zresztą jako generator plików PDF. Niemniej już dziś program poza możliwością wpisywania bądź importowania tekstu, posiada wsparcie dla importu plików graficznych, rysowania linii i prostokątów czy automatycznego wstawiania daty oraz godziny. Słowem może wielkiego szału nie ma, ale prosty dokument typu CV damy radę stworzyć.

Tworzymy PDFa pod Comression.

Nallepuh
Dawno dawno temu w odległej galaktyce…. zaraz zaraz, to nie ta historia. No więc dość dawno temu, bo w latach 2004 – 2005 rozwijał się „emulator Pauli” Nallepuh, który miał zapewnić lepszą kompatybilność komputerów AmigaOne SE, XE, Micro z klasycznym oprogramowaniem amigowym odwołującym się do tego układu. Szybko jednak rozwój został zarzucony, być może dlatego, iż Nallepuh w rzeczywistości nie był żadnym emulatorem, a jedynie potrafił przechwytywać niektóre rejestry Pauli i zamieniać je w wywołania funkcji AHI. Jego skuteczność była więc ograniczona. Lata mijały a o Nallepuh zapomnieli już nawet najstarsi górale. Być może stan ten trwałby już na zawsze, gdyby nie fakt iż kilka lat temu wznowiono rozwój legendarnego odtwarzacza modułów Hippoplayera. Autor popularnego „Hipcia” postawił sobie za cel by jego program działał na każdej Amidze począwszy od systemu 1.2 i co ciekawe czasem wprowadzał też drobne zmiany pod kątem lepszej kompatybilności z AmigaOS 4.1. Podstawowej rzeczy umożliwiającej korzystanie z programu na komputerach AmigaOne jednak nie naprawił. Mowa o odtwarzaniu modułów, te, chociaż w trybie AHI są odgrywane, to jednak w niewłaściwym (o wiele za szybkim) tempie. Sytuacji postanowił zaradzić inny skandynawski Amigowiec Kjetil Hvalstrand, który z pomocą Damiena Stewarta odświeżył Nallepuha. Dzięki temu możliwe jest odtwarzanie modułów przez Hippoplayera w trybie Pauli zgodnie ze zdefiniowanym tempem utworu. Poza Hipoplayerem dokumentacja wspomina – co w przypadku Pauli może nieco dziwić – o pomyślnych testach z programem Deluxe Paint IV. Od siebie dodam, iż Nallepuh z powodzeniem sprawdził się w przypadku inicjalizacji dźwięku w starszej WOSowej wersji gry Payback. Nieoczekiwanie miesiąc później gra Payback doczekała się aktualizacji w wersji natywnej dla AmigaOS 4, więc moje doświadczenia z wersją sprzed lat można traktować dziś jedynie jako ciekawostkę. Niemniej jest niemal pewne, że grupa oprogramowania, które może zyskać drugie życie na NG dzięki tej pchełce jest większa. Poszukiwacze kompatybilności z klasycznymi grami pisanymi pod system, czy starszym softem muzycznym, mają więc teraz pole do popisu.

Nallepuh we współpracy z Hippoplayerem.

Deepl
Obok SMBFS2 mój zdecydowany faworyt w tym zestawieniu, z którego korzystam regularnie. Serwis DeepL, reklamuje się jako najlepszy translator na świecie i w mojej ocenie nie ma w tym krzty przesady. Google ma pieniądze, ale okazuje się, że nie zawsze większa kasa oznacza większą skuteczność. Według niezależnych badań przeprowadzonych przez National Research Council Canada w 2018 roku, tlumaczenia DeepL były o 13% skuteczniejsze względem translatora od Google. Według moich prywatnych doświadczeń związanych z tłumaczeniami na język polski, ten procent jest znacznie, naprawdę znacznie większy. Przykładowo tłumacząc jakiegoś dłuższego newsa, za pomocą usług Google, praktycznie w 100% przypadków, nie wstawię surowego tłumaczenia na stronę, bez wcześniejszego przeredagowania tekstu, licznych nanoszonych ręcznie korekt i poprawek. W przypadku DeepL tłumaczenia są na tyle dobre, iż zdarza się, że nawet w przydługich tekstach, muszę zmienić tylko słowo czy dwa. Dzieje się tak dlatego, że algorytmy, na których uczyła się tłumaczeń AI od Googla opierały się na analizie dokumentów Europarlamentu z lat 1996 – 2012, tymczasem DeepL wybrał inną drogę, jaką jest Linguee, baza danych zawierająca tłumaczenia ludzkie w tym zdania, fragmenty tekstu oraz idiomy. Oczywiście są funkcjonalności, w których DeepL przegrywa z tłumaczem Google, pierwszą z brzegu jest liczba wspieranych języków. Gigant z Mountain View oferuje ich ponad setkę, podczas gdy niemiecki serwis niespełna 30. Trzeba jednak zaznaczyć, że wśród tej 30 są w zasadzie wszystkie języki europejskie, są języki najważniejszych krajów azjatyckich, takich jak Japonia czy Chiny, a najpopularniejszy język na świecie, czyli angielski reprezentowany jest przez trzy dialekty. Specjalnie został potraktowany również język portugalski, gdzie obok mowy, jaką posługują się Europejczycy znalazła się także odmiana brazylijska. Słowem w 99,9% przypadków przeciętnemu użytkownikowi zakres językowy oferowany przez mniejszego z konkurentów powinien wystarczyć. Inna różnica, tym razem ewidentnie na plus dla DeepL, jest taka, iż ten obok wersji przeglądarkowej występuje też w formie aplikacji. O ile użytkownikom Windowsa czy Maca, pewnie nie robi to jakiejś bardzo dużej różnicy, to Amigowcom od lat borykającym się z przestarzałą przeglądarką (która serwis DeepL wspiera na tyle słabo, że w zasadzie nie da się przetłumaczyć niczego), robi to różnicę kolosalną. Amigowy klient jest stabilny jak skała, zwarty i schludny, zawierający najpotrzebniejsze narzędzia w formie wygodnych przycisków copy, paste, swap, info i translate. Działanie większości z nich jest oczywiste, więc wspomnę może tylko, tyle że po naciśnięciu przycisku info mamy możliwość rejestracji klucza umożliwiającego dostęp do funkcjonalności płatnej wersji DeepL, w tym zniesienia miesięcznego limitu dla darmowych kont ustalonego na 500 tysięcy znaków. Mamy też licznik, który wyświetla ile zostało nam znaków do wykorzystania w danym miesiącu. Dodam od siebie, iż mimo że z tłumacza korzystam regularnie, bywają tygodnie, że codziennie, jeszcze nigdy nie udało mi się przekroczyć limitu. Przyjemnym dodatkiem są też trzy tematy kolorystyczne, w jakich możemy uruchomić program. Jedyną łyżką dziegciu w beczce miodu jest gadżet skalowania okna działający jedynie w pionie. Szerokość w poziomie ustalona jest na sztywno, co sprawia, że przy dłuższych zdaniach teksty wychodzą poza widoczny obszar okna i musimy korzystać z belki przewijania w poziomie co jest mało wygodne. Na szczęście zawsze możemy skorzystać z opcji kopiuj i wkleić tłumaczenie do jakiegoś pełnoekranowego edytora tekstu. Na zakończenie dodam, iż z pomocą opisywanego narzędzia udało mi się w pełni zlokalizować wszystkie teksty do gry Heretic II. Nie mam pojęcia, dlaczego odświeżona odsłona tej gry nie została jeszcze wydana, ale gdy tylko to nastąpi, udostępnię zlokalizowane pliki publicznie, byście sami mogli ocenić skuteczność, z jaką pomógł mi klient DeepL.

DeepL w trzech różnych motywach kolorystycznych.

MyCommander
W przeciwieństwie do narzędzia opisywanego powyżej, to zdecydowanie mój faworyt nie jest. Pamiętam czasy, gdy używało się FileMastera bądź Directory Opusa i z drwiną patrzyło się na ówczesnych posiadaczy pecetów 386 męczących się z topornym Norton Commanderem. Ta toporność miała jednak swoją grupę fanów, o czym najlepiej świadczy fakt, iż na przełomie wieków została przeniesiona do świata Linuksa w postaci Midnight Commandera. Cóż, chociaż w przeszłości byłem zmuszony pracować zarówno na jednym, jak i drugim to nigdy nie podzielałem sympatii do tych narzędzi, tak samo, jak np. nigdy nie zdołałem się przekonać do cenionego i popularnego w niektórych kręgach, a dla mnie skrajnie niewygodnego edytora VIM. Jednakowoż, jak wiadomo gusta bywają różne, więc wszyscy Ci, którzy lubują się w ascetycznej oprawie, interfejsie tekstowym i operowaniu na plikach przy pomocy posługiwania się wyłącznie skrótami klawiszowymi, powinni być zadowoleni z faktu pojawienia się nowej odsłony programu MyCommander. Ten jest wiernym klonem wspomnianej dwójki, oferującym w zasadzie ten sam interfejs i skróty klawiszowe. Ja natomiast, jeśli już na siłę musiałbym MyCommandera za coś pochwalić, to jedynie za sam fakt, iż program nadal jest rozwijany. Niestety zarówno AmiDisk, którego używam osobiście, jak i promowany niegdyś na oficjalnego systemowego menadżera plików Filer, od ponad 10 lat nie doczekały się żadnej aktualizacji. Wychodzi więc na to, że MC jest jedynym powiewem „świeżości” (dla mnie raczej bardziej pasowałoby słowo „starości”), w zabetonowanym od ponad dekady świecie filemanagerów dla AmigaOS 4.

Klon popularnego w epoce MS-DOS NC w wersji dla AmigaOS 4.

Fuppes
Przegląd 10 narzędzi, które wybrałem zamyka Fuppes. Podobnie jak w przypadku softu, od którego przedstawienia zaczynałem artykuł, mamy tu do czynienia z oprogramowaniem ułatwiającym życie użytkownikowi sieci lokalnej. Tym razem nie mówimy jednak o sieciowych wolumenach, a o czystej maści serwerze multimediów. By streamować media do innych urządzeń, wcale nie potrzebujesz jakiegoś „wiodącego proszku” z Kodi na pokładzie, możesz do tego celu użyć Fuppes i zasobów znajdujących się na dysku Twojego ulubionego komputera. Amiga w menu wejść dostępnych w twoim TV to nie fikcja, to rzeczywistość, którą widzicie na poniższym obrazku. W dodatku co warte podkreślenia kreowana przez naszego rodaka Kszysztofa Sowińskiego. Słowem Polak potrafi!!! Sova aktualizuje Fuppes w dosyć „statecznym tempie”, jednakowoż od czasu do czasu, możemy liczyć na pewne aktualizacje, dzięki czemu temat w przypadku AmigaOS wciąż jest żywy. Bardzo dobrze, bo to wartościowa funkcjonalność, o której istnieniu w świecie Przyjaciółki, wciąż wiele osób nie wie.

Fuppes czyli oglądamy multimedia z Amigi na ekranie TV

Podsumowanie
Swego czasu pokusiłem się o tekst przedstawiający narodziny, a potem wzloty i upadki największego amigowego zbioru plików, jakim jest Aminet. Równo za 12 miesięcy OS4Depot skończy okrągłe 20 lat i być może będzie to dobra okazja do napisania jakiegoś podobnego tekstu na temat młodszego konkurenta. Nie da się bowiem ukryć, że dla sympatyków Amigi NG, jest to jedna z najważniejszych stron na świecie, od której odwiedzenia zaczynają dzień. Sam zaglądam na OS4Depot pewnie 10 razy częściej niż na Aminet i myślę, że wśród zwyczajów użytkowników systemu AmigaOS 4, nie jest to nic niezwykłego. W chwili, gdy piszę te słowa na Depocie znajduje się już ponad 4300 archiwów i liczba ta z tygodnia na tydzień sukcesywnie rośnie. Na zakończenie wypada więc życzyć wszystkim użytkownikom serwisu, jak najszybszego dobicia do okrągłej „piąteczki”, naszpikowanej równie ciekawymi, a może nawet ciekawszymi nowościami niż przedstawiona powyżej dziesiątka.

O Mufa