Amiga Friendship – recenzja

Zacznę ten tekst dosyć nietypowo, mianowicie od cytatu kilku zdań sprzed 4 miesięcy, które napisałem na potrzeby ubiegłorocznego podsumowania:

Niewątpliwie wraz z odejściem Adama pewna era dobiegła końca. Niemniej pozostaję w środowisku już zbyt długo by pochopnie przyłączać się do chóru głosów mówiących, że to już definitywny koniec amiprasy w Polsce. Pamiętam, że dokładnie tak samo mówiono po upadku ACS, potem papierowego Execa, polskiej edycji Total Amiga, czy papierowego PPA, a jednak za każdym razem znajdował się jakiś kolejny entuzjasta, który popychał inny nowy projekt do przodu. Zatem, choć dziś pewne rzeczy wydają się mało realne, niczego nie można wykluczać w przyszłości.”

Jak się okazało moje przewidywania na temat kolejnego entuzjasty urzeczywistniły się dosyć szybko w osobie Marka „MarXa” Hacia, z którego inspiracji powołano do życia czasopismo Amiga Friendship. Miałem przyjemność recenzować dla Was wcześniejsze tego typu inicjatywy jak Amigazyn, Amiga NG czy Amiga Addict, zatem i tym razem postaram się przybliżyć Wam drodzy czytelnicy kolejny nowy periodyk.

W przeciwieństwie do wymienionej trójki nie jest to pismo komercyjne, no ale nie jest to również pismo rozprowadzane na zasadach „for free” niczym „Exec” nr 6 czy pierwsze numery „Amiga NG”. „Amiga Friendship” to ewenement, chyba nie tylko na skalę polską, ale i światową, jest bowiem pierwszym amigowym czasopismem w historii wydawanym na zasadach charytatywnych. Aby uzyskać prawo dostępu do materiału należy złożyć datek w kwocie 20zł (lub wyższej) na rzecz założyciela portalu PPA Krzysztofa „SirLeo” Żeglenia, korzystając z poniższej platformy:

https://zrzutka.pl/z/amigafriendship

Na marginesie dodam, że serwis zrzutka.pl, jest bezproblemowo wspierany przez leciwą przeglądarkę Odyssey, zatem niezbędnych operacji można dokonać z poziomu Amigi, by od razu pobrać i przeczytać amipismo na naszej ulubionej platformie. To zawsze smakuje trochę lepiej i dlatego też osobiście z tej możliwości z przyjemnością skorzystałem. Nawiasem mówiąc, pliki z zawartością nie są zabezpieczone „zbyt mocnym” hasłem, które jak się domyślam dla wszystkich wspierających jest takie samo i zapewne nie trzeba być wybitnym hakerem, by się do nich dobrać. Wydawca zgodnie z tytułem kieruje się jednak zasadami friendshipu i najwyraźniej liczy, że w obliczu tak szczytnego celu nie znajdą się kombinatorzy. No cóż, trzeba trzymać kciuki by rzeczywiście tak było.

Okładka raczej nie nawiązuje do tytułu, a przynajmniej nie znajdziemy tutaj żadnych symboli uściśniętych dłoni itp. Nawiązuje natomiast bezpośrednio do Amigi i jest po prostu wizualizacją modelu A600, znanego kopisty amigowych plakatów, człowieka o mocno kontrowersyjnych poglądach, który niestety z friendshipem kojarzy mi się średnio, czyli Piotra „Jubiego” Zgodzińskiego. Niemniej to nie czas i miejsce na przytaczanie jakichś starych zatargów, więc tu i teraz należy Jubiego wyłącznie pochwalić za dołożenie własnej cegiełki dla budowy szczytnego celu.

Po tradycyjnym wstępie, z którego jak to często się zdarza w wypadku nowo powstających gazet dowiemy się, że Amiga wróciła i że redakcja dąży do dostarczania czytelnikom jak najlepszych treści, przechodzimy do „mięsa” czyli kolejnych 30 stron wypełnionych tekstem. Słowo „tekstem” wyróżniłem nieprzypadkowo, ponieważ faktycznie jest tutaj trochę materiału do poczytania. W XXI wieku często mieliśmy do czynienia z czasopismami o większej objętości stron, z których jednak istotna część jest przeznaczona na różnego rodzaju galerie, a artykuły niekiedy nawet w 3/4 zawartości są wypełnione ilustracjami. Tutaj oczywiście też nie brakuje zdjęć czy zrzutów ekranowych, wszak to współczesny kolorowy dokument PDF, niemniej proporcje między typową dla gazety treścią wypełnioną drukiem a czymś na wzór albumu ilustrowanego, są całkiem zdrowe i w XXI wieku wśród rodzimych amipism, chyba tylko Exec miał lepsze.

Pierwszy artykuł „Friendship Rulez”, autorstwa „MarXa” przedstawia genezę powstania pisma, wspomina o problemach, z jakimi boryka się „SirLeo”, dalej prezentuje sprawy organizacyjne, pomysły na dodatkowe dofinansowanie pomocy, poprzez wykupywanie reklam, zachęca też kolejnych autorów do współpracy. Przyznam szczerze, że przez moment zaświtała mi myśl, by dołożyć coś od siebie i napisać artka na rzecz „Amiga Friendship”, niestety warunek, w którym wszystkie teksty po pół roku zasilają portal PPA, nie pozwalają mi tego uczynić. Uważam, że jako autor tekstów, tworzonych na zasadzie wolontariatu powinienem mieć pełną swobodę dysponowania nimi po określonym czasie od pierwotnej publikacji. No a jak dobrze wiecie priorytetem dla mnie jest rozwój bloga amigaone.pl, gdzie możecie znaleźć większość artykułów, które kiedyś pojawiły się w czasopismach Adama Zalepy.

Amiga w EL-muzyce – to dosyć krótki i zwięzły tekst Krzysztofa Dumki udowadniający, że nawet 30-letnia Amiga 4000, współcześnie może się sprawdzić jako oryginalne i użyteczne narzędzie wspomagające tworzenie profesjonalnej muzyki.

Infinity Music Player 3, to tekst autorstwa samego twórcy programu w osobie Juena. Omawia w nim szczegółowo możliwości odtwarzacza, a także komendy i funkcje, z których istnienia nie każdy musi zdawać sobie sprawę. Ciekawa lektura dotycząca bodaj najważniejszego programu użytkowego dla Amigi klasycznej (no może nie licząc Hollywood), jaki powstał od dobrych kilkunastu lat.

Redakcja Amiga Friendship postanowiła pogrupować artykuły w zgodzie z linią tematyczną, bo i następny, czyli Wywiad z XTD rzecz jasna dotyczy muzyki. Odpytywana legenda amigowej sceny ma jednak trochę inne podejście od Krzysztofa Dumki i tworzy swoje aktualne projekty, przy użyciu współczesnych narzędzi, z pominięciem Amigi, gdyż tak jest mu po prostu najwygodniej. Niemniej w czasie rozmowy padały też kwestie dotyczące starych amigowych kawałków oraz ich odnowionych wersji. Jakie były odpowiedzi? Przeczytajcie sami.

Po dość obfitym dziale muzycznym, czas na krótki kącik sprzętowy, w zasadzie nie aż taki krótki, bo choć artykuł jest tylko jeden to całkiem obszerny, szczegółowy i rozbudowany. Konkretnie mowa o obudowie BlackBox 1200 MK-II, którą opisał Paweł „Nowy80” Nowak, znany magik sprzętowy, potrafiący znakomicie dbać o swoje maszyny, a niekiedy wręcz ze swoich komputerów czynić małe dzieła sztuki, co udowodnił choćby na naszym forum prezentując filmy przedstawiające wygląd jego Pegasosa. Wartościowy artykuł, który powinien zainteresować niejednego amigowca dzielnie rozbudowującego swoją A1200 do granic możliwości. Ciekawostką jest fakt, iż obudowę polskiej marki Elbox zamówił w sklepie znajdującym się w … Hiszpanii.

Na kolejnych stronach MarX przybliża kulisy powstania Amigi 600, w kontekście jej wpływu na bankructwo Commodore. Przyznam szczerze, że dla mnie to tekst numer jeden (no i teraz rozumiem okładkę numeru). Bardzo lubię tego typu historyczne felietony, zwłaszcza gdy są dobrze napisane. Autor słusznie wytyka niemal wszystkie wady „Sześćsetki” (od siebie dodałbym jeszcze problem Kickstartu. Co prawda nowszy ROM jako taki nie może być uznawany za wadę, zwłaszcza że był już znany od czasów A 3000, jednak wtedy niekompatybilny z częścią gier Kick, sprawiał niemałe problemy ówczesnym „łamaczom joysticków”, którzy wszak byli docelową grupą klientów dla Sześćsetki). Z drugiej strony, jeśli już musiał taki komputer powstać, to chyba jednak dobrze, że była to ostatecznie A 600, a nie A 300. David Pleasance lubi się prezentować w blasku „ostatniego sprawiedliwego”, którego pomysły, gdyby były wdrażane to Commodore funkcjonowałoby do dziś. Natomiast twarde fakty z przełomu lat 80-tych i 90-tych, dowodzą, że wszelkie projekty mające być swego rodzaju pomostem pomiędzy typowymi maszynami epoki 8-Bit a standardowym w pełni wyposażonym komputerem 16-Bit, poniosły sromotną klęskę. Wystarczy wspomnieć SAM Coupe, czy niektóre konstrukcje Amstrada, a wcześniej Sinclaira. Dobrze zatem się stało, że Commodore UK przegrało w konfrontacji z Commodore DE i ludziom z niemieckiego oddziału udało się przeforsować pomysł z wprowadzeniem kontrolera twardego dysku. W mojej ocenie jest to funkcjonalność na tyle ważna, że niejako równoważy wszystkie inne wady modelu A 600. W niczym nie zmienia to jednak generalnej tezy artykułu, z którą w 100% się zgadzam, iż sam pomysł wprowadzenia w 1992 roku na rynek komputera, który de facto technicznie był konstrukcją o parametrach z 1985 roku to wręcz sabotaż.

Amiga Friendship jest ewenementem nie tylko ze względu na swą charytatywną genezę, ale też i w innym aspekcie. Mianowicie nie znajdziemy tutaj żadnych recenzji gier, co jest chyba pierwszym takim przypadkiem wśród rodzimej amiprasy od czasów legendarnego „Amigowca”. Nie znaczy to jednak, że temat gier został całkowicie pominięty. W tekście „Alfabet Śmierci” – retrospekcja, Hubez przypomina starą przygodówkę wydaną przez Seven Stars, tyle tylko, że nie jest to żadna recenzja, solucja czy poradnik, a przedstawienie kulis powstania gry, rzeczywistych lokalizacji, w których toczyła się akcja, czy też innych ciekawostek, dotyczących np. przedstawionych tam postaci. Jak dobrze wiecie jestem przeciwnikiem publikowania „siedemdziesiątej piątej” recenzji starych dobrze wszystkim znanych ogranych i zrecenzowanych tytułów, dlatego fakt, iż nie jest to pójście na łatwiznę z odtwórczą recką a przedstawienie mało znanych ciekawostek, których zebranie na pewno wymagało wysiłku i czasu jednoznacznie oceniam na bardzo duży plus. Mimo iż nie byłem fanem tej produkcji, to artykuł przeczytałem z dużą przyjemnością.

Czas na odsapnięcie od Amigi, czyli wywiad z byłym (już chyba?) technicznym opiekunem serwisu PPA.pl Grzegorzem Murdzkiem, który opowiada o swojej nowej pasji, jaką jest rower. Na pewno warto mieć jakieś inne hobby poza Amigą i warto dbać o aktywność fizyczną, o czym zresztą sam przekonuję się każdego dnia analizując swą kondycję i samopoczucie względem tego, co było jeszcze przed rokiem, kiedy było mnie o kilkanaście kilogramów więcej.

Dalej mamy bardzo obszerny wywiad z Kari-Pekka Koljonenem, który jeszcze raz uzmysławia mi jak dużo treści zamieszczono w Amiga Friendship. Wydaje się, że te niepozorne 32 strony, w kilobajtach czystego tekstu spokojnie mogłyby wypełnić i 64 strony, gdyby wdrożyć sztuczki i standardy stosowane w innych czasopismach amigowych wydawanych w XXI wieku. Chyba jednak dobrze, że nie ma żadnej ściemy z presją na objętość. Twórca legendarnego HippoPlayera nigdy nie sprzedał Amigi, a ostatnio wrócił do aktywności rozwijając swój flagowy program. Cały czas ma pasję i motywację, by go udoskonalać. W tekście o tym nie wspomniano, lecz kto wie, czy ten stały rozwój może kiedyś przynieść ze sobą możliwość odtworzenia modułów również na Amidze NG. Miło byłoby zobaczyć w działaniu tę kultową aplikację na AmigaOS 4, choć autor podkreśla jak ważny jest dla niego fakt działania odtwarzacza już na „gołej” A500 z Kickstartem 1.3, co niestety może się kłócić z realizacją moich marzeń.

Magazyn kończy się kolejnym długaśnym i bardzo smacznym artykułem, tym razem spod klawiatury Jazzcata traktującym o historii polskiej amisceny. Pierwszy odcinek cyklu wypełniają wywiady z legendarnymi dinozaurami końcówki lat 80-tych okraszone kilkoma minirecenzjami pierwszych polskich dem na Amigę z lat 1989 – 1990. Obowiązkowa lektura nie tylko dla miłośników sceny, ale i każdego, kto nie wyobraża sobie jak można przełamywać bariery i rozwiązywać problemy bez posiłkowania się tutorialami z Youtube, czy w ogóle dostępu do jakiejkolwiek innej pomocy.

Zanim recenzja dobiegnie końca muszę jeszcze napisać kilka zdań o składzie. W przeszłości wiele amigowych pism chwaliło się tym, że były składane na Amidze. No cóż, Amiga Friendship nie hołduje tej tradycji, Mailman dokonał składu przy użyciu Open Office. Jak mi relacjonował były pewne naciski by nowe pismo nawiązywało do „Magazynu Amiga”, jednak sam Mailman nie był entuzjastą tego pomysłu. Ostateczny efekt chyba nie kojarzy się stylistycznie jakoś mocno z magazynem Marka Pampucha (przynajmniej mnie), jednak jednoznacznie kojarzy się z komputerem Amiga. Na okładce mamy ramkę amigowego okna, dalej górę zdobi myszka trumienka czy pasek amigowego suwaka okien, na dole stron inne elementy kojarzone z „Przyjaciółką” typu dyskietki itp. Całość złożona w trzy kolumny, wszystko w pełni czytelne, więc pomimo różnokolorowych stron i różnych kolorów czcionki zagłębiając się w lekturę nie musiałem jakoś specjalnie wysilać wzroku. Reasumując może nie ma powodu do „ochów i achów” ale wszystko trzyma określony poziom, jest schludnie i solidnie.

Jeśli jednak komuś z jakichś względów nie pasuje PDF lub po prostu bardzo chce przeczytać ten magazyn na Amidze, a nie dysponuje odpowiednio wydajnym sprzętem może skorzystać z opcji magazynu dyskowego. Przy czym nie jest to kodowany plik wykonywalny a zwykły dokument AmigaGuide, któremu przygrywają dwa klimatyczne utwory. Nie, że bym miał coś przeciwko AmigaGuide, sam przed laty pisałem do takich magów jak Lamezin i co do zasady uważam, że ziny słusznie przeszły już do historii. Niemniej przyznam, że trochę się napaliłem na rasowego polskiego diskmaga, gdyż tego typu produkcji trzymającej wysoki poziom nie było od czasów Seven Days z 2005 roku, więc kodowany mag byłby takim ekstra nostalgicznym powrotem do przeszłości. Z drugiej strony AmigaGuide to format w pełni systemowy, z którym nie ma problemu na żadnej Amidze, również nowej generacji (choć w przypadku tego magazynu na AOS 4 trzeba najpierw dokonać konwersji kodowania znaków), więc jeśli ktoś nie lubi PDFów, to taka forma ma też jakieś plusy. Na koniec dodam jeszcze, iż twórcy Amiga Frindship nie poprzestali jedynie na tych dwóch formatach, ale udostępnili dodatkowo wersję dla czytników książek. Jednakże, jako że nie dysponuję tego typu urządzeniem, przyznaję się bez bicia, iż nie sprawdzałem tej wersji.

Podsumowanie
Jak na pierwszy numer jestem pozytywnie zaskoczony poziomem pisma. W zasadzie nie ma się specjalnie do czego przyczepić. Każdy artykuł jest dobry, niemal każdy artykuł jest długi i treściwy, dokładnie taki jakie sam lubię pisać, ale jeszcze bardziej lubię czytać. Dobór treści jest optymalny. Mimo iż pismo jest przeznaczone dla Amigi klasycznej, to jako użytkownik Amigi One przeczytałem je od deski do deski, co np. nigdy nie zdarzyło mi się w przypadku czasopisma Amiga NG (gdzie zazwyczaj są zamieszczane dajmy na to teksty techniczne dotyczące hardware Maca PPC, które kompletnie mnie nie interesują). W zasadzie poza bardzo dobrą recenzją obudowy Elboxu oraz odtwarzacza IMP, który i tak działa na wszystkim, a więc na Amidze klasycznej, na Amidze NG oraz na platformie, którą część czytelników uważa za jakąś formę Amigi NG, cała reszta to publicystyka. Dodam publicystyka dobrze napisana i zupełnie niekontrowersyjna, a takie teksty świetnie czyta się każdemu, bez względu na to kto, jaką opcję wyznaje. Dla mnie osobiście lektura pierwszego numeru Amiga Friendship była relaksem przez duże „R”. Gorąco zachęcam do zakupu wszystkich, którzy jeszcze tego nie zrobili. Wydać możesz nawet mniej niż na pół litra czystej (choć jak chcesz wydać więcej to tylko lepiej), a gwarantuję, że po lekturze na pewno nie będziesz miał kaca, a poza miło spędzonym czasem i pogłębianiem wiedzy, dodatkowo gdzieś w tyle głowy będziesz miał myśl, że zrobiłeś dobry uczynek pomagając człowiekowi w potrzebie.

O Mufa