Tanks Furry

Gustlik odłamkowym ładuj!

-tak jest odłamkowy panie kapitanie.

-ognia!

-poszło!

-dobra robota, nieźle oberwał.

Powyższy cytat z serialu Czterej pancerni jak ulał mógłby pasować do najnowszej polskiej produkcji na Amigę Tanks Furry„. Jednak jeśli ściśle trzymać się historyjki z instrukcji, zamiast Janka mamy kapitana Jamesa Mac Hounda a za Gustlika robi niejaki Theon Greywolf. Czym jest omawiany tytuł? Aby go przybliżyć trzeba cofnąć się ponad 40 lat wstecz. Jest listopad 1974 roku, minęło zaledwie 2 lata od premiery legendarnego i zarazem przełomowego Ponga, który na nowo zdefiniował pojęcie salonu gier. O takich klasykach jak Space Invaders czy Pac-Man nikt nawet nie myślał. W tych to właśnie zamierzchłych czasach Atari, a ściślej rzecz ujmując studio zależne Kee Games prezentuje światu automat z grą Tank gdzie na czarno białym ekranie kilka posklecanych pikseli udaje walczące ze sobą czołgi.

Tank - Atari 1974 żródło: http://pongmuseum.com

Tank – Atari 1974
żródło: http://pongmuseum.com

Gra pomimo swojego prymitywizmu była jednak sporym krokiem naprzód w stosunku do Ponga. Szybko odniosła sukces doczekując się na automatach licznych sequeli i klonów. Duży potencjał rozgrywki, zwłaszcza w zakresie gry multiplayer musiał także prędzej czy później zaowocować przeniesieniem pozycji na sprzęt domowy idealnie przystosowany do wspólnej rodzinnej rywalizacji przed jednym telewizorem. Tak też się stało w 1977 roku za sprawą gry Combat na konsolę Atari 2600. Chwilę później ukazał się klon gry na Coleco Vision, a potem już poszło z górki. Rozchwytywana bitwa na czołgi musiała obowiązkowo pojawić się na każdej możliwej platformie służącej do grania. I chociaż nie jest ona tak popularna, jak Tetris, Breakout czy wspomniany wcześniej Pac-Man, bez wątpienia należy do czołówki najczęściej klonowanych gier.

Combat - Atari 2600

Combat – Atari 2600

Produkcje tego typu rzecz jasna nie ominęły też Amigi. Zwłaszcza w latch 80-tych, okresie największej świetności salonów gier, sukcesywnie tworzono amigowe odpowiedniki. To właśnie wtedy pojawił się, chociażby komercyjny Future Tank. W latach 90-tych klony znanych i po wielokroć ogranych zręcznościówek to już było trochę za mało jak na komercyjną produkcję zatem wariacje na tamat Tanka pojawiały się głównie w produkcjach shareware i PD, takich jak Brutal Homicide, Tank Attack czy Tankk. W późniejszym okresie moda na amigowe czołgi przygasła, chociaż nie da się ukryć, że pewne inspiracje i odniesienia do przeboju Atari znajdziemy w na pozór zupełnie oddalonym, przedstawionym gdzieś w realiach kosmosu i kamiennych labiryntów X-Fire, czy bardziej rozbudowanyn, wydanym komercyjnie już w XXI wieku Cross Fire 2.

Mimo wszystko gry wzorowane na Tank to temat na Amidze od wielu lat zarzucony, dlatego cieszy, że po tak długiej przerwie, ktoś zdecydował się do niego powrócić. Musi również cieszyć sam fakt wydania porządnej gry na Amigę klasyczną. Bowiem ogólna moda na retro na razie niespecjalnie przekłada się na nowe produkcje. Oczywiście o ile nie liczyć crapów tworzonych w Backbone mniej więcej raz do roku przeplatanych konwersją jakiegoś 30-letniego średniaka z Atari ST. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że ostatnią komercyjną grę dla Amigi 68k czyli Tales Of Gorluth recenzowałem w 2014 roku i był to jedyny taki przypadek w przeciągu kilku lat istnienia bloga.

Produkcja zaczynała jako swego rodzaju wersja preview wystawiona w czasie zawodów GameDev na ubiegłorocznym Retrokompie. Zajęła tam wysokie drugie miejsce, co jak na grę amigową w zawodach multiplatformowych jest sporym sukcesem. Niemniej nikt chyba nie przypuszczał, że finalnie Tanks Furry osiągnie coś więcej, gdyż normą dla tego typu konkursów jest śmierć wystawionych w nich tytułów zaraz po ogłoszeniu wyników. Tymczasem grupa Project R3D, postanowiła dalej pracować nad grą, dodatkowo nawiązując współpracę ze znanym z solidności i mającym doświadczenie na rynku wydawniczym Adamem Zalepą. W efekcie udało się przygotować komercyjny, w pełni profesjonalny produkt. Ostatnie lata pokazują, że standardowe wydane gry pudełkowe odchodzą do lamusa. Aktualnie na rynku amigowym panuje zasada, żeby albo wydawać budżetową wersję elektroniczną np. za pośrednictwem Amistore, albo zrobić coś kompletnie przeciwnego, czyli wypuszczać pudełkowe wersje kolekcjonerskie z mnóstwem dodatków. Tą drogą poszedł wydawca, opisywanego przeze mnie niedawno Gorky 17, tą drogą poszło Cinemaware z zapowiadanym na ten miesiąc Wings Remastered i tę drogę wybrali Project RD3 wraz z wydawnictwem Adama (choć zapowiadana jest także wersja elektroniczna za free).

Gra wraz z dodatkami

Gra wraz z dodatkami

W zestawie z grą otrzymujemy zatem plakat na dosyć sztywnym papierze (w porównaniu np. do plakatu Gorky 17) o sporej gramaturze. Cztery mniejsze naklejki, z których dwie dopasowane są do naklejenia na dyskietkę, jedną większą naklejkę oraz magnes na lodówkę. Oczywiście summa summarum zestaw gadżetów nie jest może tak imponujący, jak w wypadku Gorky (tam była też koszulka czy notes), jednak z uwagi na fakt, że za Gorky 17 płaciłem 35 euro, tymczasem koszt Taks Furry to też około 35, tyle że złotych to naprawdę dodatków jest więcej niż można by się spodziewać. Zwłaszcza że bohater naszej recenzji może dodatkowo pochwalić się profesjonalną, całkowicie kolorową i wydaną również na solidnym papierze instrukcją dla użytkownika, czym bije opisywanego Gorky 17 na głowę (zawierającego jedynie jednostronicową wkładkę z numerem serial oraz instrukcję w PDF).

Tak świetne opakowanie i cała otoczka trochę kontrastuje z tym, co znajdziemy na krążku CD. Sama gra dostarczana jest w formie jednego pliku, który nie jest wrzucony nawet do katalogu, nie znajdziemy żadnego readme, ba brak nawet dedykowanej ikony. Wiem, że ktoś w tym momencie zarzuci mi (zresztą całkiem słusznie), że się czepiam drobiazgów typu ikona, jednak opakowanie swoim profesjonalnym wykonaniem wywołało u mnie duży apetyt i miałem prawo spodziewać się, że w środku nie będzie gorzej. To, co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło to zawartość katalogu extra. Poza obrazem ADF z grą, znajdziemy tam również katalog Wallpapers a w nim 14 tapet z gry w rozdzielczości 1440 x 900 pikseli. Pomijając fakt, że przy tego typu dodatkach z zasady dobrze jest różnicować rozdzielczość, to w kontekście instrukcji, która hołduje bardzo klasycznej Amidze hasłami typu only for Amiga czy premium game for Commodore Amiga Classic 68k, można by się spodziewać dodatków only Amga”. Do takich można by zaliczyć tapety przygotowane np. w rozdzielczości 640×256 czy 640×512. Tych jednak zabrakło, a szkoda, bo byłby to fajny akcent, który z pewnością doceniony byłby bardziej od tapet dla peceta. Na płycie znajdziemy także katalog Copy_To_Floppy, w którym ponownie znajdziemy plik wykonywalny gry, tyle że wzbogacony o sekwencję startową. Ostatnim katalogiem na płycie jest Windows, nie znajdziemy w nim jednak żadnych narzędzi a jedynie linki do systemu AROS oraz emulatora WinUAE.

Płyta CD-ROM to dość pojemny nośnik, który został w sumie zapełniony jedynie 6MB danych. Prosiłoby się o jakąś dodatkową dokumentację w pliku tekstowym, być może dokumentację w PDF (jest wersja papierowa, ale elektroniczna kopia by nie zaszkodziła), nie zaszkodziłoby więcej dodatków z naciskiem na wykorzystanie ich pod Amigą. Dedykowana ikona katalogu oraz pliku wykonywalnego to w zasadzie przy produkcjach komercyjnych standard, więc trudno nie zauważyć ich braku. Dziwi mnie trochę również czemu nie zamieszczono filmu promocyjnego do gry, który jakiś czas temu pojawił się na sieci. Reasumując o ile opakowanie i cała otoczka zasługują na piątkę, a biorąc pod uwagę cenę być może nawet piątkę z plusem, o tyle zagospodarowanie samego krążka co najwyżej na trójkę. Wydaje się, że ISO było przygotowywane w pośpiechu.

Dość już jednak o dodatkach, gdyż pora przejść do dania głównego, jakim jest gra. Jak czytamy na okładce z tyłu pudełka program powinien uruchomić się na każdej Amidze klasycznej z procesorem 020, 1MB pamięci Chip oraz 0.5MB dodatkowego RAMu. W instrukcji ani nigdzie indziej nie znalazłem informacji na temat AmigaOS 4. Co prawda wiedziałem czego się spodziewać, jednak dla porządku zrobiłem dwuklik na ikonie bezpośrednio z poziomu Workbencha 4.1. Program się nie uruchomił, nie wyskoczył także żaden komunikat w stylu Twoja konfiguracja nie spełnia wymagań, po prostu jedyne co mi pozostało to wykonać reset. Uważam, że informacja o tym, że gra nie działa na PPC jest jedną z tych, która mogłaby się znaleźć w pliku brakującym readme na płycie. Owszem w instrukcji jest napisane iż to program dla klasyka, lecz przecież w teorii nie wyklucza to działania na nextegnach (co udowodniłem tutaj), zwłaszcza że gra jest DOSowa, jest produkcją z tzw. wymaganiami, i powstała w 2016 roku.

Tanks Furry - intro pod emulatorem E-UAE JIT

Tanks Furry – intro pod emulatorem E-UAE JIT

Zostawmy już jednak teorię i przejdźmy do praktyki. Tanks Furry nie ma najmniejszych problemów z uruchomieniem pod emulatorem E-UAE, również z wersją JIT. Na starcie mamy krótkie wprowadzenie, po czym przechodzimy do standardowego menu, gdzie możemy wybrać sobie tryb rozgrywki (jednoosobowy czy multiplayer) czy poziom trudności. Na początek wybrałem tryb solo na łatwym poziomie trudności. Przy pierwszej sesji doszedłem do 13 poziomu. Kompletna kampania składa się z 42 poziomów, więc wydaje się, że nie powinna stanowić bardzo dużego wyzwania, przynajmniej w trybie easy. Z drugiej jednak strony na razie wolę się trzymać zasady nie oceniaj po pozorach, zwłaszcza że gra sukcesywnie stawia przed nami coraz trudniejsze wyzwania. O ile na początku nasi przeciwnicy to głównie leszcze ginący od jednego strzału, to z czasem pojawia się coraz więcej mocno opancerzonych pojazdów, których nie tak łatwo zniszczyć. W okolicach 10 poziomu do gry wchodzą czołgi przypominające swym wyglądem trochę kosmiczny spodek, które posiadły umiejętność pojawiania się i znikania. Wzrost opancerzenia czy umiejętności poruszania się nie idzie w parze z inteligencją komputerowych przeciwników. Ci, zamiast przeć na bazę radarową (nasz czuły punkt, którego musimy chronić) strzelają z zasady na oślep. Niemniej gra jak na produkcje pochodne Tankowi, toczy się w dosyć szybkim tempie i w dużym zagęszczeniu wrogich pojazdów łatwo jest oberwać, bądź wykonując nieopatrzne ruchy samemu nadziać się na pocisk wroga. W opanowaniu sytuacji pomogą nam liczne bonusy i powerupy. Ich działanie ma skutek natychmiastowy. Innymi słowy, nie możemy ich zebrać i użyć w dogodnym dla nas momencie, po prostu, gdy najedziemy np. na wizerunek bomby ta natychmiast wybucha niszcząc wszystkie wrogie pojazdy na planszy, gdy zbierzemy symbol przyspieszenia od razu zaczynamy się szybciej poruszać itp. Liczba bonusów jest dosyć duża, jak by tego było mało na każdej planszy pojawiają się również wzywający pomocy cywile. Uratowanie trzech takich delikwentów skutkuje zdobyciem dodatkowego życia.

Dodatkowo grę urozmaicają dobrze zaprojektowane plansze naszpikowane różnymi przeszkodami terenowymi. Mamy więc tradycyjne ściany czy jak kto woli wały ziemne, które możemy przestrzelić na wylot torując sobie drogę, to samo czynimy z obiektami stworzonymi przez człowieka, typu wagony kolejowe, drogowskazy itp. Są jednak przeszkody nie do przebycia takie jak woda, której w żaden sposób nie można przepłynąć (ale można oddawać strzały przelatujące nad jej lustrem) istnieją też wreszcie niewielkie areały leśne, umożliwiające nam, jak i wrogom maskowanie się wśród drzew. Niemal na każdej planszy znajdziemy także tunele, pozwalające na szybkie przemieszczanie się z jednego końca pola rozgrywki na drugą stronę.

Tanks Furry - poziom pierwszy

Tanks Furry – poziom pierwszy

Zaprojektowanie plansz należy zatem zaliczyć na plus, ich oprawę graficzną, biorąc pod uwagę niską rozdzielczość oraz sztuczne ograniczenia dotyczące liczby kolorów, jakie nałożyli sobie autorzy w sumie też. Trudno jest jednak uciec od pytania, po co sobie takie ograniczenia nakładali. W historii było kilka gier, które charakteryzowały się równie dziwacznymi wymaganiami typu procesor 020 i kości ECS np. bijatyka Primal Rage. Tego typu produkcje, opisywane na łamach prasy zawsze u recenzentów uzyskiwały obniżoną ocenę za niepotrzebnie zubożoną oprawę graficzną, a ja czytając te recenzje każdorazowo z takim stanowiskiem się zgadzałem. Zatem teraz gdy samemu przyszło mi się wcielić w rolę recenzenta, nie mogę powstrzymać się od refleksji – po co ten graficzny kaganiec? Przecież nad głową nie stoi już L.K. Avalon z hasłem każda gra musi ruszyć na Amidze 500„. Tanks Furry był projektem hobbystycznym, mającym oczarować środowisko głosujące na Retrokompie, a potem dać trochę radochy reszcie amigowców. Czemu więc nie dać ludziom tętniącego kolorami, cieszącego oko prezentu, znacząco atrakcyjniejszego wizualnie? To przecież można by łatwo osiągnąć opierając się o możliwości układów AGA. Jedyną sensowną odpowiedzią mogłaby być bo chcieliśmy by gra ruszyła na każdej Amidze, no ale przecież w tym wypadku i tak nie ruszy na każdej Amidze, co więcej nie ruszy na większości Amig. To są pytania retoryczne, choć być może autorzy mają na nie jakąś odpowiedź. Ja jednak nie dam się przekonać do tego, że wydawanie gry ograniczonej do możliwości OCS/ ECS o wymaganiach większych niż MC 68000 i 1MB RAM, ma sens. Ta produkcja po prostu powinna działać w 256 kolorach na AGA (albo działać na A500 z 1MB RAM)!

Jak już wspominałem, mimo że w parze z nowszymi gnatami Amigi byłoby bardziej urokliwie, to grafika jak na swoje ograniczenia przedstawia się całkiem solidnie. Gorzej jest z oprawą muzyczną, która ogranicza się jedynie do efektów sfx. Jedynym utworem muzycznym, jakim możemy się cieszyć jest ten odtwarzany w czasie intra. Natomiast podczas rozgrywki nie usłyszymy w tle już żadnego modułu, a niewątpliwie przydałoby się ich choć kilka. Dziwna sprawa, bo moduł w intrze oraz creditsy pokazują, że w grupie jest muzyk. Czyżby więc rezygnacja z muzyki również była świadomym ograniczeniem, by dostosować się do wymagań pamięciowych jakiejś niszowej konfiguracji? Jeśli było to celowe ograniczenie, to mimo wszystko szkoda. Muzyka wszak zawsze dodaje sporo klimatu, co również przekłada się na atrakcyjność całości w odbiorze.

Tanks Furry - czołgi w ogniu walki

Tanks Furry – czołgi w ogniu walki

Gdy grałem w Tanks Furry przygotowując się do recenzji, mój 15-letni syn na co dzień łupiący w Counter Strike i w przeciwieństwie do mnie niemający żadnych sentymentów do pikselowanych staroci, rzucił zza moich pleców zdanie To naprawdę dobra gra„. Myślę, że to zdanie będzie najlepszym podsumowaniem tego tekstu, gdyż gra pomimo kilku mankamentów, o których wspomniałem w recenzji, jest rzeczywiście dobra. Na przestrzeni lat bardzo rzadko (w zasadzie na palcach jednej ręki) mogłem takim przymiotnikiem określić rodzimą produkcję na Amigę. Tym bardziej warto wydać te 33zł, przy okazji pokazując autorom, że jest rynek i warto tworzyć kolejne, jeszcze lepsze tytuły.

O Mufa